Januszu, masz rację, może mój zmęczony po całym dniu mózg źle ubrał myśli w słowa :) Nie chodziło mi oczywiście o jakąś totalną rezygnację - kij od miotły zamiast wędki itp., ale przede wszystkim o nie przesadzanie z technologią - dziesiątki łożysk, niezniszczalne przekładnie czy wędki o blanku tak mocnym, że wyciągnęłyby i wieloryba. Sporo tego jest na rynku, i choć wiem, że czasem te super właściwości sprzętu się przydają, to jednak zabierają dużo frajdy z holu w większości sytuacji. No, nie ma tego \"dreszczyku emocji\" :) Bywam głównie na komercji (zaraz wytłumaczę dlaczego) i jak widzę takich niedzielnych karpiarzy, z super mocnym sprzętem z najwyższej półki, ciągnących bez problemu sztuki po 14-15kg, to się zastanawiam dokąd to współczesne łowienie karpi zmierza? Gdzie tu frajda z holu, poświęcenia, gdzie owoce wieloletniego UCZENIA się? Może w tym wszystkim chodzi już tylko o ładne zdjęcie z rybą? // Nawiązując do Twojej ostatniej zasiadki - ehh, łowienie dzikich karpi to wspaniała sprawa, i nie pozostaje mi nic innego jak Ci pozazdrościć. Mieszkam w Poznaniu i poza komercją (Dębina, Nekielka) jest tu z karpiem dość słabo. Kiedyś i owszem, jeszcze bodajże 4 lata temu wyciągnąłem z Warty 9kg sztukę (po 3 dniowej zasiadce) ale teraz (i tu nawiązanie do wywiadu Sebastiana) - po tym jak rybacy przejechali kilkakrotnie dość duży odcinek siecią, o większych rybach można tu raczej pomarzyć, aniżeli zobaczyć je na własne oczy. No cóż, taka polityka naszego Włodarza i póki to wszystko kiedyś samo nie walnie, zmian na lepsze raczej nie będzie :) Choć ostatnio czytałem (właśnie w którymś ze starych numerów WW) świetny artykuł o łowieniu dzikich karpi na Odrze. Cóż, tam to są jeszcze prawdziwe ryby :) Pozdrawiam [2014-10-08 21:17]