Z awanturą w tle
Jarek Pilat (pilatto)
2011-04-02
Po dotarciu na staw zdziwiłem się niemiło –pełne obłożenie, myślę sobie: „ach więc to jest ta presja wędkarska”. Na większości stanowisk, w tym i na „moim” siedziała ekipa karpiarzy (w zasadzie nazywam tak wszystkich łowiących metodą gruntową). Znalazłem sobie więc nową miejscówkę, całkiem ładną, ale jak się później okazało, zupełnie „pustą”. W domu odkryłem jeszcze w lodówce kukurydzę truskawkową firmy traper, którą kupiłem w zeszłym sezonie, więc postanowiłem jedną wędkę posłać na grunt. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Po około godzinie na spławiku cisza, na gruncie nic a spinning leżał gotowy do rzutu. Nawiedził mnie portalowy kolega Wojtek, który skupił się od razu na troku uprzednio pytając mnie czy może, jako że pierwszy zająłem stanowisko. Pomyślałem sobie że czas pozbierać graty i porzucać trochę z nim. Po 15 minutach straciłem 2 przynęty i jedyne 2 ciężarki :) więc trzeba było wypróbować inne cuda ze skrzynki. Wyłowiliśmy kilogramy zielska a Wojtek złowił nawet sporego rozmiaru puszkę po czymś. Trzeba mu jednak oddać honor, coś dużego holował, ale kilka metrów od brzegu zabłysnęło pod wodą, machnęło ogonem i pożegnało się na zawsze. Nic już tego dnia nie zdziałaliśmy mądrego. Ja wiedziałem, że rano znów tu będę, więc bez żalu pozbierałem graty i udałem się do domu.
.Sobota późnym rankiem stawiłem się na łowisko. Znów przeżyłem szok, bo ludzie inni ale stanowiska w większości znów pozajmowane, oprócz wczorajszego. Pomyślałem, że to dobry znak, bo wieczorem zanęciłem, teraz zanęcę i od ryb się nie opędzę. Po drodze powiedziałem sąsiadowi ładne „dzień dobry” ale w odpowiedzi otrzymałem niesympatyczny pomruk. Nie przeszkadza mi to, nie przyszedłem wszakże na pogaduchy ze starszym panem tylko posiedzieć nad wodą. Zacząłem o 8.00, a plan był następujący: do 10.00 spławiki, od 10.00 do 11.00 spining i do domku. Niestety z braku brań i z zimna już o 9.00 pozbierałem spławiki i zacząłem się bawić w spiningowanie. Najpierw twisterki przeróżnych kolorów na główkach jigowych (bez przyponów, żyłka 0,14). Potem obrotówka. W związku z tym, że niezbyt daleko mi te przynęty leciały zawiązałem sobie obrotówkę nr 4 (sprzedana jako okoniowa, ale wydaje mi się ze może i za duża). W tym momencie emerytowany „kolega” nie wytrzymał i zaczął się wydzierać. Dialog wyglądał następująco:
E (emeryt): „kur… ty niy wiysz, że niy wolno błyskać do maja?”
J (ja): Proszę Pana, kto powiedział, że nie wolno, ja chce okonia, a nie szczupaka, a to szczupak ma okres ochronny”
Poszedł po kolegę mojej lewej strony i razem zaczęli dalej bluzgać na mnie. Tylko tyle mogli (oprócz wezwania służb) bo raczej nie rzuciliby się na mnie. W końcu mam prawie 2 m wzrostu i połowę lat mniej od nich, więc siłowe rozwiązanie nie wchodziło w grę.
E – „Ty chu… kto Ci doł karta? Kur… takie chu*e j*ane, regulaminu niy znosz?”
J – ja znam regulamin, jeśli ma Pan regulamin i pokaże mi Pan , gdzie pisze że nie wolno na taką przynętę łowić to przyznam Panu rację.
Kolega emeryta się poddał i wrócił na stanowisko, usłyszałem gdzieś tam że jak okoń to jednak może rzucać, ale agresywny emeryt nie dał za wygraną dalej wyzywając mnie od najgorszych. W międzyczasie kątem oka zauważyłem, że siedzi i studiuje nowy regulamin. Było mi zimno i chciałem iść do domu, ale moja wrodzona złośliwość kazała mi poczekać na rozwój sytuacji.. Usłyszałem jeszcze tylko „czekaj hu*u jak przyjdzie kontrola” Po jakiejś pół godziny szczęśliwy dziadek znalazł na mnie paragraf :). W pewnym momencie ze szczęściem w głosie krzyknął: „kur*a, jak znosz regulamin, to 25 m odstępu rób, no to spier…”
Uśmiechnąłem się do siebie bo nie spodziewałem się, że mnie tak zaskoczy. Położyłem wędkę i podszedłem do niego mówiąc: „Tak, ma Pan rację, idę do domu już tylko po co te nerwy i przekleństwa?”
Skończyło się tak, że przyznał mi niechętnie rację mówiąc że regulamin się często zmienia, a w zeszłym roku na „błystki” łowić nie wolno było. Porozmawialiśmy jeszcze chwile i udałem się do domu.
Na koniec powiem Wam, że cieszę się z tej sytuacji, bo to znak, że jednak są osoby którym zależy na okresach i wymiarach ochronnych. Pozostaje niedosyt po sposobie w jakim komunikował się starszy Pan. Nic o mnie nie wiedział, a traktował jak najgorszego śmiecia i przestępcę. Inną rzeczą jest to, że faktycznie nigdy nie wiemy co złapie naszą przynętę. Czy w takich okolicznościach nie było by złotym rozwiązaniem zakazać połowu na spinning do maja? W sumie wiem, że szczupak i okoń to nie jedyne ryby spinningowe, a spinning to nie jedyne metody połowu drapieżnika. Co zrobić by wilk był syty i owca cała?