Zimowa przygoda
Jan Stanisz (stan)
2009-03-19
Wpuściłem pod lód większą blaszkę i zacząłem lekkie podnoszenie i opuszczanie, a w pewnej chwili coś blaszkę zaatakowało, kij wygiął się w pałąk i nic, dosłownie nic. Ryba przymurowała i nie chciała dać się ruszyć. Wreszcie spróbowałem załatwić tego pata siłowo, lecz rybę tylko zdenerwowałem. Chciała mi zabrać wędkę, ale w ostatniej chwili poluzowałem hamulec. Odpłynęła na około dwudziestu metrów i znowu stanęła. Nie chciałem dać jej odpocząć, dokręciłem hamulec i znowu zacząłem przeciąganie liny. Tym razem zezłościłem rybę nie na żarty. Wyciągnęła cały zapas żyłki z kołowrotka, usłyszałem trzask pękającej linki i było po balu.
Co ta za bestia wisiała na haku nie wiem, ale myślę, że mógł to być potężny szczupak, któremu przy ziewaniu z nudów, do pyska wpadła moja przynęta i chyba nawet nie wiedział że ktoś próbował go złowić. Myślałem, ze w tym dniu to już koniec emocji, ale największa niespodzianka czekała mnie przy wyjeździe z lasu.
Było już po południu, mróz puścił, zrobiła się odwilż, słoneczko przygrzewało ,ryby były w plecaku, czas na wyjazd do domu. Zapakowałem się do samochodu i wyruszyłem na główną drogę przez las. Jakie było moje zdziwienie gdy za zakrętem zobaczyłem tę leśną drogę doszczętnie zrujnowaną przez ciężki sprzęt leśników. Zrobili tak wielkie koleiny, że gdy to zobaczyłem, byłem prawie pewien, że przejechać tą drogą się nie da, samochód muszę zostawić do wiosny, a sam iść na pociąg. I tak też się stało, starałem się jechać między koleinami , ale się nie udało, samochód ześlizgnął się i podwozie zawisło na koleinie. Nie miałem łopaty, ale dobrze że podnośnik był sprawny.
Podnosiłem samochód raz z jednej, a raz z drugiej strony, podtykałem pod koła co się dało i jakoś pojazd stanął na kołach. Przejeżdżał drogą młody rowerzysta i gdyby nie on, to znowu bym się zapadł w koleinach. Z poświęceniem pchał samochód, a ten gdy się wyprostował, jakoś pomalutku pomknął do przodu i chyba cudem wyjechałem z tego przeklętego lasu. Gdy stanąłem na asfalcie, wyszedłem z samochodu, cała para ze mnie uszła, zdjąłem czapkę, a z głowy parowało , jak z czajnika. Na ten dzień emocji już mi starczyło, ochłonąłem przez kwadrans, wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu. Tylko, ciekawe, jak przejadę tą drogą w maju, kiedy będę chciał pouganiać się za szczupakiem.