
Zachęcani udanym wyjazdem letnim do Kabelvåg zaplanowaliśmy i wykonaliśmy w pełni udany wyjazd zimą 2012 roku do tejże samej miejscowości. Nasz skład to Janusz , Jarosław ,Marek i ja czyli Marek .
Z góry planowaliśmy że będzie to wypad na ciut przedłużony wekend i że polecimy samolotem.
Im bliżej było wyjazdu tym bardziej pogoda szalała. To co dziś wydawało się już poprawą pogody na czas wyjazdu następnego dnia stawało się prawie sztormem. Była już nawet taka opcja że jedziemy na próżno. Że pogoda nie pozwoli nawet na wypłynięcie w pobliżu portu. Ale ponieważ bilety były kupione , auto zarezerwowane i zapłacone nie mieliśmy już nic do stracenia i pojechaliśmy a właściwie polecieliśmy. Koledzy przylecieli do Oslo i z tamtąd razem polecieliśmy do Harstad. O ile w okolicach Oslo była piękna pogoda i prawie całkowity brak śniegu tak Lofoty przywitały nas deszczem , wiatrem i dużą ilością zalegającego śniegu. Brrryyy...
Potem z małymi perypetiami po drodze dotarliśmy do wynajętego lokum. Marina zdemolowana nieźle po zimowych sztormach. Urwany trap, połamane dechy w pomoście. Widać że się działo ostro . Rano odebraliśmy łódkę Był to Arvor 215 czyli spora łódzi. Mimo to wydawało się że po nocnym ostrym wianiu nici będą z wypłynięcia. Przynajmniej tego dnia. Tym nie mniej po zapakowaniu wedek i wszystkich potrzebnych rzeczy podjeliśmy próbę wyjścia na wodę. Początkowo dość słaba fala zmieniła się na otwartej wodze w dużą wysoką ale dość spokojną . Janusz oceniał że niektóre mają okolo 5 metrów wysokości.
Niestety fala zrobiła swoie i po kilku holach zawisłem na burcie by oddać pokłon Neptunowi. Nie jeden pokłon. Na szczęście ku moiej pociesze nie tylko mnie zmogło. Kolega Jarek też zanęcił.
Janusz z Markiem ostro połowili. Ryb było bardzo dużo. Prawie same dorsze. W śladowych ilościach wystąpił plamiak. W między czasie okazało się że Marek stracił wędkę. Była w uchwycie a po chwili już jej nie było. Jedynie uchwyt był przechylony w stronę morza.. Niestety to nie był koniec strat ale o tym potem. Potem zlitowali się nad nami i wróciliśmy do portu. Następnego dnia było już dużo spokojniej na wodzie. Choroba nie wróciła i mogliśmy oddać się w pełni temu po co przyjechaliśmy. Dorsze ,dorsze dorsze.
Brały prawie wszędzie. Duże , b.duże i wielkie. Prawie co chwila ktoś ciągnął rybę. Było to to po co przyjechaliśmy. Największy miał 17+ kg. Powyżej 10 było tak wiele że nie byliśmy w stanie policzyć. Nie będzę ukrywał że nie wzieliśmy części połowu. Wzieliśmy tyle ile dopuszczają przepisy a pozostałe wróciły do wody. Niestety zanotowaliśmy ciąg dalszy strat i nieszczęść. Odłożyłem wędkę na dziobie by zrobić fotkę z holu a jak się odwróciłam to już jej nie było. Mój błąd bo powinienem zwinąć i dopiero ale ja jedynie naiwnie jedynie odblokowałem szpulę żeby pletka wychodziła luźno. Widać źle to zrobiłem. Następne nieszczęście. Marek po którymś z kolei holów złamał wędkę. Faktem jest że wędka zapowiadała się że pęknie gdyż w jednym miejscu uginała się pod dziwnym kątem
Żeby nie było za pięknie Janusz podczas zacięcia również uszkodził kij. Niestet Wyjazd ten był dość pechowy dla sprzętu. Po powrocie filetowanie i sprzątanie łodzi. A w nocy mieliśmy gościa. Odwiedziła nas aurora borealis.Wpadła na krótko , trochę się pokręciła i odeszła. Hehe. Zoża polarna. Trafiła się dziura w chmurach i zatańczyła dla nas. Słabo , niepewnie, blado ale była.
Niestety trzeci dzień nie nadawał się do pływania bo wrocił wiatr . Więc udaliśmy się do polecanegolokalnego akwarium. Miało być fajnie ale..... Nie polecamy tego miejsca jako jakiejś atrakcji. Mówiąc wprost omijajcie je z daleka. Dzień minął spokojnie ale już nie próbowaliśmy wypłynąć. Spakowaliśmy się . I pobódka bardzo wcześnie bo samolot o 6:45.
Niestety dzień wcześniej spadł śnieg i został ujeżdzony na jajko. Było bardzo ślisko i początkowo jechaliśmy 30-40 km na godzinę bo chociaż mieliśmy opony z kolcami to nie było szans na szybszą jazdę. Potem powolutku robiło się coraz lepiej. Ale już miałem przeczucię że nie zdążymy na lot. Udało się. Oddaliśmy auto, nadaliśmy bagaże i powoli sami zapakowaliśm się do samolotu.
Harstad żegnał nas piękną pogodą .Potem już tylko przesiadka w Oslo i każdy poleciał do domku.
Wyjazd w pełni udany. Pogoda dopisała mimo wiatrów bo jak na ten okres gdzie sztormy są bardzo często na trzy dni rezerwacji pływaliśmy dwa. Atmosfera była w grupię myślę dobra. Każdy starał się żeby ogół był zadowolony. Osobiście dziękuje współuczestnikom za miły wyjazd. I myślę że uda się coś podobnego zorganizować w przyszłym roku.
Marek
Autor tekstu: Marek Szymczak
![]() | u?ytkownik65213 |
---|---|
Faktycznie straty w sprzęcie niezłe ale chyba i tak warto było. Marzy i mi się taki wypad(niekoniecznie właśnie tam) ale raczej szybko go nie zrealizuję. Artykuł ciekawy i całkiem fajnie napisany.Ocena nie może być inna jak***** (2012-12-07 11:08) | |
![]() | slodziaksos |
no straty wyły poważne. Sporo złotówek poszło na dno ale co zrobić. (2012-12-09 19:03) | |
![]() | slodziaksos |
No straty były poważne. Sporo złotówek poszło na dno ale co zrobić. (2012-12-09 19:03) | |
![]() | Iwona709 |
Dlaczego nie wrzucasz zdjęć .........? Piąteczka........ (2012-12-20 19:38) | |
![]() | majap |
Stawiam ***** , straty rzecz przykra ale to co widziałeś i łowiłeś jest niepowtarzalne a o to w tym chodzi !!! Pozdrawiam . (2013-02-02 07:42) | |
![]() | skrzeczynski |
Witam, byłem na wyspie Soremola w kwietniu 2011r, tam pogoda faktycznie nie rozpieszcza, dzięki za relacje,... (2013-02-24 21:09) | |