Złota brzana z Bugu
Adrian Cieślik (adrian1910)
2012-07-17
Ponad 200km przejechane. Zajechałem pod wieczór, od razu ustawiłem się z kumplem, pogadaliśmy, na jutro umówiliśmy się na spinningowanie. Ale ten dzień ewidentnie się do tego nie nadawał. Zbyt ciepło, zbyt słonecznie, wróciliśmy bez brania. Co się od razu rzuciło w oczy - mały stan wody. Słuchałem w radiu - na Bugu we Włodawie 118cm i tendencja jest spadkowa tak o 2cm/dzień. Na tym miejscu w Różance, na którym najczęściej lubię rzucać, widać wystające z wody głazy, których zwykle nie widać. Jedni mówią, że przy małym stanie wody łatwiej zlokalizować rybę, inni - że ryba gdzieś się chowa. Co wędkarz to inna 'prawda wędkarska'.
My jednak nie zraziliśmy się tymi wszystkimi przeciwnościami i następnego dnia (12 lipca) również poszliśmy po południu porzucać. Ten dzień był już zdecydowanie lepszy jeśli chodzi o pogodę - cały dzień było pochmurno, już nawet miałem chęć iść porzucać rano, ale jednak zdecydowałem się poczekać na kolegę. Kiedy szliśmy, zaczynało co jakiś czas wyglądać słońce, no ale trudno się mówi.
Przyszliśmy na ulubione miejsce i znów przeczesujemy.
- Nie będziemy długo siedzieć, z godzinkę czy dwie i wracamy, potem na jakieś piwko się pójdzie.
Bo chodzi głównie o to, żeby ciekawie spędzić czas.
Rzucamy, ale nic się nie dzieje. Zmieniam co jakiś czas przynętę, szukając tej odpowiedniej, głównie jednak operując woblerkami. Przychodzi jakiś wędkarz, pyta się czy bierze. Dosłownie chwilę po jego przyjściu czuję opór i widzę jak wędka wygina się w pół, a ze szpuli kołowrotka w coraz szybszym tempie wybierana jest żyłka. Wymiana zdań z kolegą stojącym kilkanaście metrów obok:
- Mam coś!
- Zaczep?
- Nieee, rybę!
I to silną rybę. Momentalnie z kilku metrów od brzegu popłynęła w 2/3 rzeki, zrobiła rundkę do tego największego wystającego głazu, a potem zaczęła uciekać z nurtem. Walka na całego. Pierwsze 10 minut minęło, a ja nadal nie wiem z czym mam do czynienia. Na samym początku myślałem, że może boleń, potem padło przypuszczenie że sum. Kolega wszedł do wody z pożyczonym od tego wędkarza podbierakiem, gdyż my nie mieliśmy przy sobie żadnego. W końcu ryba zrobiła pierwsze wyburzenie na powierzchnię:
- Masz brzanę, i to naprawdę piękną sztukę! - krzyczy kolega.
Emocje sięgają zenitu, a ręka po wyczerpującym holu zaczyna już pobolewać. Ileż ta ryba ma siły! Na początku nie wiedziałem, jak taką rybę holować, żeby nic nie zawiodło. Dosyć delikatna wędka spinningowa, zdecydowanie nie na tak silną, nurtową rybę, i w dodatku (wstyd się przyznać) z lekko pogryzionym korkowym uchwytem (nasz VW Transporter z większością sprzętu zimował na wsi w stodole, a tam niestety dobrały się do niego myszy...), ale dobry kołowrotek ze świetnie działającym hamulcem, mocna żyłka 0,25 mm. Jak już dałem się rybie wyszaleć i poczułem, że sprzętowo nic nie powinno zawieść, to już siłowałem się z brzaną. Próbuję ciągle podciągnąć ją do stojącego w wodzie kolegi z podbierakiem. Jednak gdy udawało mi się zbliżyć na jakiś metr od niego, to ta momentalnie robiła odjazd na parę metrów, i cała zabawa zaczynała się od nowa. Kolega postanowił cofnąć się parę metrów, i zajść ją od boku. I to był dobry manewr, bo wreszcie, po dobrych 20 minutach holu piękna brzana wylądowała w podbieraku.
W życiu nie widziałem takiej ryby. Wiedziałem, że w Bugu takie pływają, ale nie sądziłem, że w tym miejscu, w małej wiosce mojej babci. Brzana ważyła dokładnie 4,91 kg i mierzyła 83cm. Tata wytrzeszczył oczy ze zdumienia, jak ją zobaczył. No i odparł oczywiście, że jak zwykle mam szczęście, bo on tyle lat łowi i jeszcze takiej brzany nie złapał. Mama też musiała wtrącić swoje 'widzisz, a nie chciałeś jechać'. Tym razem muszę przyznać jej rację, bo poza tą przygodą całkiem miło spędziłem te kilka dni. W tym miejscu chciałbym także podziękować koledze za podebranie zdobyczy i przechodzącemu wędkarzowi za użyczenie podbieraka. A wszystkim czytającym życzę złapania ryby życia jeszcze w te wakacje!
PS. Miałem sobie kupić nowy spinning, ale postanowiłem sobie jednak ten podreperować. Jakoś przywiązuję się do rzeczy, które przynoszą szczęście. :)