Złów i wypuść - fakty i mity o wypuszczaniu ryb
Paweł Oglęcki (oglecki)
2008-06-08
Wypuszczanie ryb – jeden z elementów Catch&Release budzi wiele wątpliwości. Zwolennicy przekonują, że to podstawa etycznego wędkarstwa, przeciwnicy twierdzą z kolei, że bezsensowny zwyczaj, ponieważ złapana, a potem wypuszczona ryba nie ma szans na przeżycie. Czy faktycznie?
O polskim C&R i zasadach wypuszczania ryb opowiada dr nauk przyrodniczych Paweł Oglęcki.
- Jakie, Pana zdaniem, jest podejście polskich wędkarzy do kwestii wypuszczania ryb. Co ich do tego skłania, zniechęca?
- Mówiąc o zasadzie Catch&Release trzeba zwrócić uwagę na jedną zasadniczą kwestię – to, jak do tej zasady podchodzą wędkarze. Pod tym względem możemy ich bowiem podzielić na dwie grupy - dla jednej wypuszczanie ryb wiąże się z etyką, robią tak, bo po prostu uważają to za dobre rozwiazanie, dla drugiej grupy wędkarzy wypuszczanie ryb ma wymiar ekonomiczny. Ci patrzą na te kwestie taką kategorią – warto rybę wypuścić, aby później móc ją jeszcze raz złowić. Doskonałym przykładem działań tej drugiej grupy są karpiarze, którzy wypuszczają złowione okazy właśnie z czysto ekonomicznych względów. Karpie po prostu są mało licznym gatunkiem.
- Argumentem często powtarzanym przez przeciwników C&R jest twierdzenie, że złapana ryba ma małe szanse na przeżycie, dlatego nie warto jej wypuszczać. Czy faktycznie, zawsze C&R ma
sens?
- Sam nie jestem zwolennikiem popadania w skrajności. Jeśli wędkarz chce zabrać do domu jedną, dwie ryby, a jest to zgodne z regulaminem, to nie widzę w tym nic złego. Najgorsze, co można zrobić, to marnować ryby. Na przykład dorsze po ostrym holu nie nadają się do wypuszczenia, ale wystarczy ją wolniej i ostrożniej prowadzić, by miały szanse na przeżycie. Kolejny przykład, to łowienie pod lodem – wielokrotnie widziałem sceny, gdy wędkarz wyławiał małe okonki, które zamiast wrzucić spowrotem do wody wyrzucał na lód, aby męczyły się i powolnie ginęły. Wszystko jest więc kwestią naszego świadomego, rozsądnego podejścia.Wracając jeszcze do wypuszczania konkretnych gatunków. Mitem jest twierdzenie, że najcenniejsze są największe okazy – owszem są, ale z biologicznego punktu widzenia najbardziej są te w środkowej skali wielkości, np. szczupaki o wade 3-5 kg, sandacze 2-4-kilogramowe czy bolenie o wadze od 1,5 do 2 kg. Takie okazy są najlepszym materiałem tarłowym.
- Ile więc możemy trzymać rybę poza wodą, aby mieć pewność, że po wypuszczeniu przeżyje. Istnieje taki stały limit?
- Jeśli chodzi o przetrzymywanie ryby, to zawsze obowiązuje zasada – im krócej, tym lepiej. Wiele zależy tu również od złowionego gatunku, niektóre ryby są bowiem w stanie dłużej wytrzymać na lądzie, np. węgorz – nawet kilka godzin. Przeciętnie ryba ma szanse na przeżycie, jeśli poza wodą przebywa nie dłużej niż 0,5-do 1 min.
- A jakie są zasady wyjmowania ryby z wody?
- Przede wszystkim nigdy nie wolno wyjmować ryby suchą ręką, dłoń zawsze powinna być zwilżona. Jeśli rybę podbieramy, to trzeba pamiętać, że linka uszkadza łuski i receptory linii bocznej. Często powtarzanym błędem jest szamotanie się z haczykiem - takie obchodzenie się z rybą na pewno nie warunkuje jej przeżycia. Liczy się każda sekunda, dlatego lepiej czasami wypuścić ją razem z haczykiem. Bardzo ważne jest także unikanie tzw. “chwytu śmierci” - chodzi o pionowe trzymanie ryb, które zdarza się nagminnie wśród tych, którzy np. fotografują się ze złowionymi okazami. Słusznie zostało ono nazwane chwytem śmierci. Dlaczego? Chodzi o odporność kręgosłupa, który przy pionowej pozycji po prostu rybie pęka. Warto pamiętać, aby nie trzymać ryby za ogon czy głowę, ale zawsze poziomo i oburącz.
- Czy obowiązują jakieś zasady jeśli chodzi o podbieranie ryby? Mam tu na myśli jakiś sprawdzony zestaw.
- Właściwe narzędzia do podbierania to na pierwszym miejscu płytki podbierak, który najczęściej stosują muszkarze. W takich ryba nie ma szans ugrzęznąć. Przypominam też, że posiadanie wypychacza jest u nas obowiązkowe! Najlepiej jeśli mamy dwa – jeden w kamizelce, a drugi za uchem – tak na wszelki wypadek, na pewno się nie zawieruszy.
- A ułożenie ryby?
- Jeśli chcemy zmierzyć rybę nie musimy wcale wyjmować jej z wody. Praktycznym i bardzo skutecznym sposobem jest w tym przypadku miarka na wędzisku – rybę po prostu przykładamy do wędziska. Jeśli koniecznie musimy rybę wyjąć, to obowiązkowo należy ułożyć ją na twardym, zwilżonym podłożu.
- Słyszałam, że nie bez znaczenia jest nawet temperatura wody i powietrza.
- Oczywiście. Na niekorzyść ryb szczególnie działa nagrzana woda i powietrze. Im jest cieplej, tym trzeba szybciej działać. Na przykład przy łowieniu pstrąga w lutym możemy potrzymać go chwileczkę dłużej, robiąc mu nawet przysługę i oczyszczając z pijawek, ale w lipcu trzeba już działać tak szybko, jak tylko to możliwe.
- Co z samym sposobem wypuszczania ryby. I tu krążą sprzeczne poglądy.
- Moim zdaniem wiele złego dla opinii polskich wedkarzy zrobiły programy Rexa Hunta, który za każdym razem w swoich filmach przy wypuszczaniu ryby całuje ją, po czym wyrzuca do wody, co według mnie jest niedopuszczalne! Rybę należy przytrzymać i delikatnie włożyć do wody.
- A jak wygląda realizacja zasady C&R na świecie? Czy tylko my mamy problem z przyswojeniem sobie tych reguł?
- Powiem szczerze, że u naszych zachodnich sąsiadów i generalnie na świecie zasada no kill oraz C&R już od wielu lat są dla wędkarzy czymś naturalnym, co nie podlega w ogóle żadnej dyskusji. W Holandii codziennością są 10-kilogramowe szczupaki, ponieważ takie okazy tam się po prostu od lat wypuszcza. Podobnie jest w Wielkiej Brytanni. W USA czasami wędkarze zabierają np. łososia, ale jest to jedna, góra dwie ryby. Pozostałe złowione sztuki wypuszczają. U nas i krajach Europy Wschodniej niestety cały czas pokutuje komuna i przekonanie, że łowi się po to, aby zapełnić lodówkę.
- Mamy szansę na zmianę mentalności, jakiś “złoty środek”, tak aby reguła C&R na dobre weszła w krew polskim wędkarzom?
- Problem, moim zdaniem, rozwiąże się sam. W dobie komercjalizacji łowisk, gdzie w wielu miejscach wypuszczanie ryb staje się obowiązkowe, a za ich zabrane trzeba płacić, wielu wędkarzy dojdzie do wniosku, że takie zachowanie im się najzwyczajniej w świecie nie opłaca. Myślę też, że wędkarze nie powinni bać się wypuszczania ryb. Nie chodzi o to, aby popadać w skrajności. Ja sam od czasu do czasu zabieram jakąś rybę. Jest to zwyczajna procedura mająca głównie na celu oszczędzenie populacji ryb. Jeśli zacznie tak myśleć i działać większość z nas, łowienie w Polsce będzie miało przyszłość.
wysłuchała Martyna Mikulska