Zaloguj się do konta

Żona wędkarza

Pamiętam jak dziś moją pierwszą wędkę, z którą miałem styczność, był to kij leszczynowy, spławik z kory wystrugany przez ojca i haczyk, a raczej hak węgorzowy, miałem wtedy jakieś sześć latek. Wydaję mi się, że to właśnie od tego się wszystko zaczęło i w miarę upływających lat narastało i narastało. Dzieciństwo spędzone nad wodą z wędką u boku. Uganiając się za rybami ze swoim bambusowym dwu składaniowym kijem kupionym w sklepie wędkarskim. Pierwsze płotki, uklejki, leszczyki.

Dużo przeżyć, jakże wtedy wszystko wydawało się ogromne i wielkie. Potem przyszedł czas na udział w zawodach organizowanych dla dzieciaków, ciasto z mąki z dodatkiem olejku do pieczenia, kopane robaki, gotowany pęczak. W miarę upływu czasu przychodziło jakieś tam doświadczenie, kijek bambusowy został zastąpiony radzieckim sprzętem, na owe czasy szczyt technologii, tak mi się wtedy wydawało. Wraz z chłopakami z podwórka wypady rowerowe na ryby, coraz bardziej interesowały nas łowiska oddalone o kilka kilometrów od domu. To tam każdy z nas miał okazję poznać siłę węgorzy czy szczupaków. Wspólne wyprawy pod namiot z wędką w tle.

To były piękne dni, beztroskie i wspaniałe. Ale jak to w życiu bywa, gdy pod nosem zaczyna wąs się rzuca, chłopaki zaczynają się rozglądać za innymi ' zdobyczami'. Jakoś ferajna po kiju rozproszyła się, każdy już nie wędkę lecz dziewczynę za rękę trzyma. No i pozazdrościłem tego chleba, była pierwsza, druga, trzecia.... Ale o czym tu z nią gadać?, jak robaka na haczyk się zakłada? Wreszcie trafiła kosa na kamień, no i znalazły się tematy, wspólne plany. Biedna dziewczyna nic nie świadoma w grudniowy dzień powiedziała TAK, na ślubnym kobiercu. Grudzień miesiąc dobry, ponieważ to już koniec sezonu, wędki odstawione, a ja mam w domu młodą żonę.

Gdy tylko słonko wyżej zaświeciło, mnie coś już kręciło, do tych przeżyć nad wodą, pierwszych przytopień spławika. O MATKO!!! jakie w domu było ogromne zdziwienie, jak w lodówce pojawiły się robaki. Według mnie były w pudełku szczelnie zamknięte i nie rozumiem co taki taki robaczek może zrobić!!! No cóż takich doznań doświadczyć może tylko żona wędkarza. Początki zawsze są trudne i jak to wiele osób już powiedziało młode małżeństwo musi się dotrzeć. Pamiętam swoje pierwsze zawody spławikowe, już jako żonkiś, to był maj i grzało wtedy niesamowicie. Wracam do domu, szczęśliwy z zajętego miejsca na zawodach, a tu śmiech od drzwi mnie wita, słowa nie może wydusić biedna kobieta. Moja gęba do połowy opalona, z jednej strony jak d..., z drugiej jak rak czerwona!!!

Takich przeżyć było wiele, a i same przygotowania do mojego wędkowania w domu, budziły grymas na twarzy mej małżonki. Najlepszy na to dowód to jak się coś z mączką rybną parzy. Kiedy robiłem kulki proteinowe, oczywiście że na karpia, zapach waniliowy, nie było problemu, ale jak coś ze śmierdziela to wtedy jak by ten zapach mojej żonie się udziela, najchętniej wyrzuciła by mnie z tym z chaty. Zdarzyło się również, że umówiony z kolegą po kiju na nocne wędkowanie z łodzi, gdy łowisko było już zanęcone od jakiegoś czasu, pogoda nie dopisała.

Lało cały dzień, ale jak każdy twardziel (męska ambicja) pierwszy przecież nie powiem, że pogoda
do luftu czekam na reakcję ze strony kompana. No cóż on też idzie w zaparte, bo też twardziel.
Gdy wychodziłem z tobołami z domu, żonka puka się w czoło żegnając mnie słowami 'wariaci i tak do rana nie wytrzymacie'. Proroctwo czy co, dom opuściłem o dwudziestej a powrót nastąpił o dwudziestej czwartej.

Na jeziorze istne piekło, sztorm i ulewa. Przemoczony i zziębnięty wchodząc do domu w drzwiach żonkakochana z uśmiechem na twarzy mówi 'a nie mówiłam'. Najpiękniejsze zawsze są wakacje, czas urlopu, wyjazd z domu gdzieś w Polskę. Mając żonkę, która ma dość wyczynów swojego męża z kijami, wybiera miejsca gdzieś gdzie nie miał by okazji połowić. To dwa tygodnie odwykówki, po których przychodzi nałóg z nasileniem. Raz zdarzyło się, za moją namową wybraliśmy się na agroturystykę. Oczywiście mały podstęp z mojej strony, powiedziałem, że będą konie, ognisko, wypady na grzyby, a i jeziorko jest bardzo oddalone. No cóż, po przyjeździe na miejsce jakie to było zdziwienie, że są stawy i to jakie pod samym nosem. Wtedy to właśnie pierwsze kroki z wędką moja luba poczyniła, nie jednego karpia też złowiła.

To jeszcze nie choroba ale wszystko poszło w dobrą stronę. Nadal robak, ten w szczególności biały budzi odrazę, a i rybę trzeba z haczyka spinać. Ale to przecież są początki i od tego się zaczyna. Mojej żonce, jednak najbardziej odpowiada spinning, tu są przynęty sztuczne nie ruchliwe same w sobie!. Pewnego razu wybraliśmy się nad rzekę Wartę w piękne malownicze tereny. Dzicz, brak cywilizacji to co cieszy dziś najbardziej. Pamiętam jak połykała aparatem fotograficznym otaczające nas krajobrazy. Tak moja droga wędkowanie to nie tylko RYBY, powiedziałem wtedy.

Opinie (23)

użytkownik

ha,ha,ha! dobre! moj mąz próbuje i nic mu z tego nie wychodzi. masz ode mnie 5 [2009-01-07 10:05]

rysiek38

czesc ! mnie prawdopodobnie tez czeka jeszcze dluga droga choc i tak nie jest zle bo tobale w lodowce niewywoluja szoku a to juz duzo.w lato trzeba bedzie popracowac dalej-pozdrawiam [2009-01-07 10:44]

użytkownik

Tomku ode mnie 5! Nie ma to jak wędkująca żonka, same korzyści-odpada problem z wyborem prezentów, nikt nie zrzędzi, że nie ma cię w domu. Zawsze też mniejsze obawy, gdy budzisz się, a żony nie ma w łóżku - prawdopodobnie jest na rybach ;-) Ja mam to szczęście, że Moja Lepsza Połówka bardzo szybko zachorowała i dziś zamiast zrzędzić, kłócimy się które łowisko będzie lepsze na następny wypad. Pozdrawiam! [2009-01-07 12:43]

coralgol73

Swietna opowieśc. Moja żonka strasznie mnie gania za trzymanie robalów w lodowce. A na rybach byla ze mną raz i po godzinie chciala juz do domu. [2009-01-07 13:48]

hubi

Moja to mnie chyba przekleła ,w zeszłym roku przygotowywałem się do zawodów w moim kole była sobota przygotowałem spore ilosci pinki i bialych robaków które schowałem je do lodówki.Przychodzi sobota noc nastawiam zegarek na godzine4 30 na pobutke pakownie sprzętu iwyjazdna zawody niestety nie dospałem do dzwonka zegarka budzenie mialem o godzine 2w nocy od razu wielka z----bka robactwo zajeło całą lodówke łącznie z cała podłogą w kuchni,od tej pory robactwo trzymam w piwnicy apozatym to mam luzik co do wyjazdów na ryby bo jezdzi ze mną 7letni syn Hubert pozdrawiam serdecznie. [2009-01-07 14:08]

Bop

hehe fajny artykuł. troche się pośmiałem. :D [2009-01-07 17:32]

marianmc2

Świetne opowiadanko.... ale się uśmiałem. Ja nie mam żonki, ale to się zmieni, wiec wszystko jeszcze przede mną. Pozdrawiam. [2009-01-07 18:47]

pike2

he he he he, supreowo to opisałeś, żony jeszcze nie mam ale mam mały dylemacik, co to będzie jak ją będe miał? Mój szwagier ma nie wesoło jak go ciągne na ryby a i przy okazji mi też się dostaje. [2009-01-07 21:15]

Kiris

Ładnie napisane. Proszę nie dziwić się żonie a np. spróbować coś porobić na drutach(!). Moja w ten sposób usiłowała mnie przekonać do tworzenia czegoś użytecznego i pożytecznego spędzenia czasu. No i co ?? Przegrała. Teraz ja siedzę na rybach a Ona robi mi swetry......... Pozdrawiam [2009-01-07 21:27]

muniek

Bardzo fajny artykuł,poprostu z mojego życia wzienty.Moja zona też się puka w głowę i pyta poco ty tam jedziesz wiec jej odpowiadam umoczyć kija.Czasami różnie to inpretuje. Pozdrawiam i życze aby nasze kije w tym sezonie były czesto moczone. [2009-01-07 23:16]

użytkownik

ja tez na poczatku byla zdziwiona,ale nie pukalam sie w czolo tylko probowalam zrozumiec. wole jak rysiek lowi ryby niz ma przesiadywac w knajpie albo kasynach. polecam mojego bloga. tam sa opisane moje odczucia [2009-01-08 10:00]

ekoolo

Znam to z autopsji.Dlatego rozumiem problem.Fajna historyjka:)))5 [2009-01-08 12:23]

rysiek38

pewnie juz zorjentowaliscie sie ze Dorota39 to moja kobieta i mam nadzieje ze tak narazie zostanie.widze ze ja to powoli coraz bardziej wciaga i niech tak jest,kocha nature a to juz polowa sukcesu [2009-01-08 20:29]

mucha_25

HE HE HE DOBRE!!! [2009-01-08 21:19]

lodołamacz

ja też muszęcoś zrobić z żoną [2009-01-09 11:27]

GOSPODARZ

przechodziłem to samo a jak sądzę większość wędkarzy . [2009-01-10 10:16]

volvo1

Z moją żona taki numer nie przejdzie ma uczulenie na ryby. (5) [2009-01-10 23:56]

użytkownik

jesli macie problemy z zonami to zapraszam do tematu"co kobiety mysla o wedkarzach"mojego autorstwa.moze bedzie wam latwiej je zrozumiec. ja mam w domu wedkarza i tez na poczatku bylo ciezko,ale teraz jest lepiej i mu kibicuje. pokazcie zonom te strone i wpisy kobiet,moze zadziala [2009-01-11 11:05]

jurek

Gratuluję Tomaszu trafnego artykułu . Moja żona czasami kibicuję mi wędkarstwie --- natomiast jest zdecydowanie przeciwna mojemu strażnikowaniu.Pozdrawiam serdecznie Jurek. [2009-01-11 11:36]

rysiek38

moj zapal do straznikowania skonczyl sie jak polamano mi lape i obojczyk ale to bylo dawno i moze wroci a ty odwalasz kawal dobrej roboty i oby tak dalej Jurku [2009-01-11 12:24]

mustang

Całkiem niezła ta opowiastka,najbardziej urzekła mnie historyjka o nocnym wędkowaniu z łodzi-tylko dlaczego nie wspomniałeś o tym, że przemokłeś(przemokliśmy)aż do majtek!? Ups,chyba ujawniłem tego drugiego "twardziela". Nieźle wtedy dostaliśmy w kość. Ode mnie 5 [2009-01-15 18:52]

spines21

łowi od "maleńkości"więc żona więdziała,że będe jeżdził.było spoko chociarz nie obyło się bez gderania.wreszcie kiedyś zapytała czemu jej nie zabieram,więc ją zabrałem.jeżdziłem w odludne,"dzikie" miejsca myślałem raz i wystarczy.a żona "boże jak tu pięknie"-nigdy nie łowiła,ale jeżdziła.ja łowiłem a ona podziwiała okolice,przyrode.tak się stało,że teraz niestety nie wstaje z łożka więc ponieważ jesteśmy już sami też nie mogę wyjechać za daleko.czasami widzi,że mnie wyciąga a mam skrupuły mówi "jedz"a potem dzwoni-złowiłeś coś? [2009-02-13 00:15]

lin75

żeby więcej takich kobiet było,bo niektóre to juz naprawde przesadzaja i niemaja zielonego pojecia o naszej passji lub jak kto woli mani.pozdrawiam............ [2009-03-10 20:19]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej