Zwyczajny dzień

/ 15 komentarzy

Piątek, 13-ty lipca…Podobno to pechowy dzień, więc strach z domu wyjść. Ale muszę… Muszę „zaliczyć” przegląd techniczny auta, bo w poniedziałek wiozę mamę do szpitala do Olsztyna. Z przeglądem kłopotu nie ma, ale skończyły się miejsca na wpisy w dowodzie rejestracyjnym, więc muszę wymienić. Okazuje się, że musi przy tym być moja była żona, bo jest wpisana jako współwłaściciel. Dzwonię do niej. Godzina 11-ta , to dla niej środek nocy. Jakby wróciła z Kamczatki. 73,50 zł za nowy dowód , ale mam taki zastępczy na miesiąc, bo Warszawa właściwy mi wydrukuje za 2 tygodnie. Wszystko idzie oki, więc chyba nie pechowy ten 13-go.

Po obiedzie ogarnia mnie senność, ale zasnąć nie mogę. Może przysnę przy jakimś powtórkowym serialu, ale nic z tego. „Licencja na wychowanie” to świetny serial, szkoda, że zdjęty z anteny. Tour de France też mnie nie usypia, ani Tour de Pologne. Jestem taki otępiały, wręcz „niedorobiony” jakiś. Z drugiej strony jak się teraz zdrzemnę, to co będę robił w nocy…
Jak to co, pojadę na ryby ! I zapewne zaliczę kolejne rozczarowanie. Woda jeśli już się podnosi, to nie na tyle, żebym sam łódkę zepchnął. Co za rok. Nie dość, że drapieżnika nie widać, to jeszcze łódki na wodę nie daję rady zepchnąć.

Zabieram poza spinami bata i feederka. Pierwsza część urlopu się kończy, przyjemnie się ochłodziło, aż chce się posiedzieć nad wodą.
Zazwyczaj wypływam około 2-giej w nocy. Wiem, że jeszcze ciemno, ale taki mam plan od kilku lat. Płynę sobie spokojnie pod granicę, prosto na Eldorado. Najwięcej sandaczy latem złowiłem przecież „bladym świtem” właśnie tam. Ale od trzech lat to już nie jest to samo bankowe łowisko. Jedno, czasem dwa brania, ale z „trójką” sandaczową wracałem często.

Płynę wolniutko wśród przerażających ciemności. Te ciemne chmury stale mi towarzyszą w tegorocznym lipcu. Coraz więcej przeciwdeszczowego majdanu zabieram na łódkę. A może znowu jakiś baldachim nad głowę wymyślić ? Zawsze może lunąć deszcz, bo burze „zrobiły” sobie na razie przerwę Woda opadła, więc odsłoniła niebezpieczne „rafy”. Muszę bardzo uważać, by nie nadziać się na jakiś konar i nie zerwać klina w śrubie.
Mam około 40 minut, zanim dopłynę do granicy Unii Europejskiej, więc mam czas na rozmyślania… Aż wzdycham jak sobie przypomnę te szaleństwa sprzed 5-10 lat na Eldorado… Kilka ataków w jednym rzucie. Jaki ja byłem „cienki Bolek” wtedy, by przepuszczać tyle brań…
Dojeżdżam do Stopek. Na końcu wioski jest nasza przystań i „wiszące” na brzegu łódki. Widzę światła za sobą. Dziwne, bo nikt za mną nie jechał. Szybko jadą. Ledwie zdążyłem wysiąść a tu już staje za mną Landrover. Teraz z bliska poznaję, to Straż Graniczna.

- Dzień dobry, przypomni mi pan swoje nazwisko.
- Mirosław Klimczak
- Aaa , prezes koła z Bartoszyc ?
- Tak
- To jak w tym roku sandacze ?
- Szczerze ? Jeszcze żadnego wymiarowego nie złowiłem
- Cieszę się, że trafiłem na pana. Koledzy mówili, że jak chcesz się dowiedzieć jak złowić sandacza w naszej Łynie, to pytaj tego prezesa z Bartoszyc. A ja zaczynam urlop od poniedziałku i chciałbym dzieciom w końcu pokazać tę rybę…

Przyznam się, że nie spodziewałem się takiej rozmowy ze Strażnikami Granicznymi. Co prawda nigdy z nimi konfliktu nie miałem, ale jechali za mną tak szybko. Poza tym nie zgłosiłem u nich swego pobytu, bo zapomniałem telefonu. Na szczęście jak widać, już mnie tam znają …
Oczywiście pogadaliśmy chwilę w miłej atmosferze. Młodzi, życzliwi. Pomogli mi zepchnąć łódkę na wodę, bo woda jeszcze bardziej opadła. I nie przeszkadzało im, że zapadali się w mule po cholewki…

Widzę, że nie ma łódki Marcina ( Grysia ), młodego kolegi z koła „Kleń”. Czyli wypłynął na nockę i zapewne nie sam, bo sam łódki by nie zepchnął. Wiem, gdzie biwakują. Przygotowali sobie wiosną trzy stanowiska na brzegu. Bale, palety, wykoszona trzcina, fachowa robota. W końcu spotkam się z nimi, bo lubię ich towarzystwo. Marcin mieszka kilka bloków ode mnie i często do mnie zachodzi. Wypijamy sobie kilka browarków przy pizzy galicyjskiej o rozmawiamy o rybach.. Niezwykle sympatyczny chłopak, w wieku moich uczniów ze Szkoły Podstawowej z Bezled. Ma talent do łowienia, szybko się uczy i nie żałuje grosza w przygotowania. Za moją namową pierwszy zaczął łowić batem w ich kole i „reformuje” towarzystwo.
Dopływam do „Dębów”. Widzę blask ogniska i świetliki. 6 sztuk, czyli jest ich trzech. Ciekawe, kto z nim jest, czyżby Wąski i Rumak jak zawsze ? No to mi „nie przepuszczą” i kielicha będę musiał z nimi zaliczyć…

Oczywiście obowiązkowo przybijam do brzegu, serdeczne przywitanie i niespodzianka. Nie ma Wąskiego i Rumaka. Jest za to vice- prezes ich koła Marcin ( Pycek ) i nieznany mi Boluś. Ech, szkoda, że ja takich chłopaków nie mam w swoim kole. Jeden telefon i przyjeżdżają, koszą, piłują, po prostu zrobią wszystko i nie spytają nawet o zwrot kasy za paliwo…

Po wspólnym wypiciu piwka płynę na Eldorado. Nic im nie brało jak do tej pory i są mocno rozczarowani. Umawiam się z Marcinem, że jak za trzy godziny nie wrócę, to popłynie po mnie. Silnik mi ostatnio „kasłał” i nie mam pewności, czy nie odmówi współpracy na dobre. A telefonu nie mam. Jakoś odpaliłem, ale za zakrętem postanowiłem wejść na najwyższe obroty , by się przepalił. No i zamilkł na dobre…I co teraz robić ? Mam tylko pagaja, woda płynie szybciej niż zazwyczaj. Jak będę miał zaczep przy spinningowaniu, to czeka mnie gehenna. No i wykrakałem. Trzeci rzut i zaczep. Dopłynąłem do zaczepu i szczęśliwie odstrzeliłem gumkę, ale spociłem się przy tym nieźle. No jak ma tak wyglądać polowanie na drapieżnika , to ja dziękuję…

Wpłynąłem w grążele. Bez przekonania rozkładam bata i feederka . Kilka kulek zanęty do wody, kukurydza na haki i czekam… Dobrze wiem, że nie będzie brań od zaraz, bo w tym miejscu nikt nie łowił. Ryba musi mieć czas podejść do zanęty. To przecież rzeka… Zachciało mi się płynąć na Eldorado, zamiast rozebrać gaźnik w silniku…Nie minęło pół godziny a widzę łódkę Marcina. Mówi, że coś go tchnęło i popłynął za mną dużo wcześniej niż ustaliliśmy. Dobry chłopak…
A na brzegu u nich pełna Ameryka. Wielki baldachim na głowami, ognisko, grill, fotele wędkarskie i suto zastawiony stolik. Szyneczka, kiełbaski, karkówka, boczek.
Młodzi chłopcy a już umieją się bawić i czerpać radość z życia… No jak jest z nami Mirek, to pewnie wrócimy w niedzielę…

Oczywiście nie miałem takich planów, bo jak płynę łódką, to żadnego piwa, ale skoro silnik nawalił, to wezmą mnie na hol. Czyli można pobyć „na urlopie”. A jak będą mogli, to i przywitają Henryka58, bo im zapowiedziałem, że się do mnie wybiera… Łowić mi się nie chciało białej ryby w tak przyjemnym towarzystwie i warunkach „wypoczynkowych”, ale kilka kilogramów złowiliśmy Bolusiowi, bo najmłodszy.

Na przystani spotkaliśmy grupę rowerzystów z Olsztyna w bardzo „zróżnicowanym” wieku. Był pan 67 – lat, który był emerytowanym maszynistą. Wspomnieliśmy sobie wspólnych znajomych i czasy na kolei z okresu stanu wojennego. Mały ten świat. Ciekawi ludzie. Mają takie stowarzyszenie cykliczne. Wynajmują wagon w pociągu, jadą w jakąś okolicę a potem rowerkami…

Po chwili przyjechał ojciec Marcina z zięciem. Zabrali nas i nasze auta na dwie tury. A my z Grysiem smakowaliśmy przy piwku farsz do prosiaczka, którego ojciec Grysia właśnie przygotowywał klientowi ( jest masarzem ). Znalazł się kolega, który z żoną zabrał nas i moje auto do Bartoszyc. Życzliwi ludzie z życzliwego małego miasteczka. Skończyliśmy dzień u Rumaka. Doszedł także i Wąski. Oczekiwaliśmy na walkę Haya z Chisorą, pizza zamówiona a tu mnie i Grysia ogarnęła senność. Ledwie doszliśmy do taxi. Obudziłem się w nocy. Odpaliłem kompa i od razu na Onet. Już wiem, że wygrał Haye w piątej rundzie. Otwieram lodówkę a tam z 10 piw. Jak one tu weszły ?...

Spędziłem z kolegami fajny dzień nad wodą. Ot, taki zwyczajny dzień…Czy na pewno taki zwyczajny ? Trudno żyć bez życzliwych ludzi i przyjaciół, którzy cię cenią, mają dla ciebie szacunek i pomogą w każdej sprawie, mimo, że młodzi i z innego koła. Warto być życzliwym, zdradzać swoje tajemnice i pomagać innym w wędkarskim rozwoju. Na pewno na tym się nie traci...

 


4.8
Oceń
(44 głosów)

 

Zwyczajny dzień - opinie i komentarze

robbanrobban
0
Pewnie Mirku sobie zasluzyles. Ja tez, napewno bym ci pomogl gdybym byl blizej :) , czasami jest tak ze prezej obcy Ci pomoze niz swoj. A ,co do wypadow i biwakowania , to troszke mi brakuje tego tu. Nie ten klimat i nie ta sama ferajna z ktora w polsce spedzlo sie biwaki . W atmosferze fajnego wedkowania , ogniska piwka i wogole. Ale , moze jeszcze kiedys ?? Kto wie, zjada sie wszyscy i jeszcze raz sie wyskoczy w starym skladzie. A, co do Ciebie, to jak sie jest wporzadku dla innych i zyczliwym to zawsze mozna liczyc na pomocna dlon. Pozdrawiam. (2012-07-15 14:56)
adleradler
0
Gratuluję wspaniałych przyjaciół , na takich trzeba solidnie życiem zasłużyć . Podam Wam , już nawet nie wiem skąd piękny cytat : "Bogactwo uczuć tworzy człowieka , a życie jest kręte niczym rzeka . Jak postępować , by być lubianym , kochać i jednocześnie być kochanym. Lekarstwo znaleźć na swoje życie , żyć pełna piersią ciągle w rozkwicie. Smutki odsuwać na dalszy plan , oczekiwać tylko dobrych zmian. W drugim człowieku zobaczyć człowieka, bo przecież tak szybko życie ucieka. Dobry ślad tutaj po sobie zostawić , szanować, kochać i dobrze się bawić... " Pozdrawiam i piątka za wpis . ***** (2012-07-16 10:35)
ZanderHunterZanderHunter
0
Wspaniały wpis...czytając czułem się się jak bym był między Wami...:)

Pozdrawiam brać wędkarską.
(2012-07-16 11:36)
krzysztofprokopczykkrzysztofprokopczyk
0
świetny wpis**** (2012-07-16 15:25)
Zibi60Zibi60
0
Mirek to ze zwykłego piątku potrafi stworzyć bardzo ciekawy dzień. Trafniej niż kolega @adler nie potrafię tego podsumować. 5* (2012-07-16 19:23)
piotrekelkpiotrekelk
0
Spontaniczne akcje zawsze są ciekawe:) pozdrawiam! (2012-07-17 13:21)
spinmarspinmar
0
Dobrze to opisałeś Mirek dokładnie tak to wszystko się odbyło ,pozdrawiam pyco. (2012-07-17 16:38)
niutek40niutek40
0
Tak czytając twój wpis przypomniałem sobie takie oto przysłowie. "Przyjaciół nie pozyskuj lekkomyślnie, a tych, których pozyskałeś, lekkomyślnie nigdy nie porzucaj."Ocena wiadomo jaka. (2012-07-17 22:53)
MorciatyMorciaty
0
Jednak życzliwi ludzie to jeszcze nie "dinozaury" - nie wyginęli... Zazdroszczę;) Pozdrawiam Panie Mirku! (2012-07-18 11:58)
u?ytkownik221u?ytkownik221
0
Tak właśnie jest w naszym kole:) pozdr z D (2012-07-20 13:21)
henryk58henryk58
0
Mirek ***** i już Ciebie "nie lubię " ja walczę z bezrybiem w Borach Tucholskich w samotności a ty w tak superowskim towarzystwie a feee...... (2012-07-22 14:34)
henryk58henryk58
0
Wpadłem z "dziczy"i napisałem .....teraz luz , jeżeli koledzy będą mieli chęć się spotkać to z przyjemnością ich poznam i myślę że , wraz z rybami odwiozą do domu. Pozdrawiam wszystkich kolegów i do zobaczenia (2012-07-22 17:00)
TomekooTomekoo
0
Czego więcej chcieć miłe towarzystwo i wypoczynek przy piwku :))) Piąteczka (2012-08-15 19:58)
edyta35edyta35
0
Mirku nie ma to jak spędzić mile czas nad wodą i to w dobrym towarzystwie, a tym bardziej jak są to przyjaciele na których można zawsze liczyć, oczywiście zostawiam***** i pozdrawiam:) (2012-08-15 21:46)
u?ytkownik70140u?ytkownik70140
0
5 (2013-05-09 10:51)

skomentuj ten artykuł