Myślałem że nic mnie nie powstrzyma przed wyjściem dziś rano na grzyby. Wieczorem zapakowalem ponton na dach, spakowałem silnik i sprzęt, rano miałem tylko wsiąść do auta i jechać na ryby. Wszystko by było pięknie gdyby nie epizod, że żona szwagra poczestowala mnie wczoraj marynowanymi grzybami. Na ryby miałem wyjechać o 6:30 a ja dopiero teraz kładę się do spania. Dawno nie przeciscilo mnie tak jak dziś w nocy i nad ranem :D myśl że mogę znaleźć się na środku jeziora z potężna potrzebą załatwienia się wystraszyla mnie i nigdzie nie pojechałem. A ponton ciągle na dachu marznie :P