Na rybach: Zima...ach ta nasza zima.Śnieg,mróz,szybko zapadający z… #9956

Rzeka Pokrzywianka | 2015-06-18 | Wędkarstwo spinningowe

Zima...ach ta nasza zima.Śnieg,mróz,szybko zapadający z… #9956


Zima...ach ta nasza zima.Śnieg,mróz,szybko zapadający zmrok i krajobraz nie zawsze jak rodem ze świątecznej pocztówki nie nastawiają wedkarza spinningowego zbyt optymistycznie...Wielu z nas z utęsknieniem wypatruje pierwszych ciepłych promieni wiosennego słońca a wraz z nim prawdziwej rybiej gorączki! Któż bowiem z nas nie marzy w długie zimowe wieczory o jak najrychlejszym nadejściu jednego z bodaj najpiękniejszych miesięcy w kalendarzu każdego spinningisty,jakim jest niewątpliwie maj?Któż nie widzi oczyma wyobraźni tych wielkich szczupaków atakujących z impetem małe rybki na płyciźnie lub pokaźnych sandaczy,grubych okoni uganiających się za zdobyczą,czy choćby żarłocznych boleni grasujących tuż pod powierzchnią wody,efektownie rozbryzgujących jej tafle podczas żerowania?Spora cześć wędkarskiej braci ma związanych z tym okresem wiele pięknych wspomnień a jeszcze tyle przed nami!Ja może nieco przewrotnie,może nieco sentymentalnie,zdecydowałem się napisać coś zgoła odmiennego od bieżącej tematyki większości wpisów dotyczących zimowych połowów,metod,trików i sprzętu.Postanowiłem zabrać Was w małą podróż w czasie do pewnego letniego poranka,który do dziś wspominam z uśmiechem. Czerwiec roku 2015 nie rozpieszczał...Upały przeplatały się z okresami deszczów,aż w końcu te pierwsze zdominowały pogodę i zaczęło się robić nad wodą niemiło.Wody opadły,skwar lał się z nieba nawet wieczorem,ryby stały się wybredne,a roje komarów krążyły nad błotem,które zostawiła niżówka i brzęczały nad głowami biednych wędkarzy,rozpaczliwie próbujących złowić coś w tych delikatnie powiedziawszy niesprzyjających warunkach.Po upływie połowy miesiąca liczba wędkarzy nad wodą w mojej okolicy drastycznie spadała razem z poziomem jej lustra można by rzec,a ci twardziele,co zostali nieustannie psioczyli a to na pogodę,a to na "kłusoli",a to na mięsiarzy i tak w kółko...Odniosłem wrażenie(nie po raz pierwszy zresztą),że według niektórych kiedy ryby oraz warunki atmosferyczne sprzyjają,życie jest piękne,po łąkach hasają jednorożce a krystaliczne krople porannej rosy delikatnie muskają skronie,zaś kiedy sytuacja się odwraca,robi się nieco trudniej,kiedy trzeba się troszkę wysilić,pomyśleć,pozabiegać o ryby,wrócić parę razy"o kiju" wtedy najlepiej ponarzekać i zaniechać wypadów nad wodę do odwołania(uwierzcie,znam takich przykładów mnóstwo).Ja całe szczęście nie należę do ludzi,którzy łatwo się poddają i nie zliczę moich eskapad pod hasłem"I tak nic nie złapiesz",bądź"Dziś nie warunki na ryby,daj sobie spokój lepiej"-nie do opisania jest jaką wtedy satysfakcje sprawia każda ryba!Taka wychodzona,wyszukana,wyczekana,wygrzebana nie wiadomo skąd i wreszcie jest...Czuję strzał na wędzisku,chwila holu i ta myśl:mam cię!:)Podążając za powyższą"ideologią"pewnego czerwcowego poranka,mimo niesprzyjających warunków(upał,głupiejące ciśnienie) zdecydowałem się na wypad na sandacza.Czasu jak to zwykle bywa,było niewiele,ponieważ czekała na mnie praca,ale do rzeczy.Około godziny 7:30 spakowałem mój sprzęt do auta i w towarzystwie szwagra ruszyłem nad wodę.Nie brałem zbyt wiele gadżetów,ponieważ łowiłem na małej,płytkiej rzeczce,którą mam rzut moherowym beretem od domu-jakieś 2 km,a nastawiałem się na mobilność,ponieważ specyfika tego rodzaju łowisk wielokroć wymaga od wędkarza skomplikowanych manewrów typu przedzieranie się przez chaszcze,przeprawy,brodzenie itd itp,dlatego na ogół staram się w takich wypadkach zmieścić cały mój kram do plecaka.Owego dnia zabrałem ze sobą kijek Dragon Viper Boat Jig 4-18g o długości 2.10m z kołowrotkiem Robinson Dakota 306 z nawiniętą na niego plecionką Mikado o średnicy 0,18mm.Dość mocny zestaw z uwagi na trafiające się spore sandacze i jeszcze częściej się trafiające zaczepy,których mam czasem wrażenie,że w tej rzeczce jest chyba więcej,niż wody.Ale jak mawiają starzy wędkarze-Gdzie patyki,tam wyniki,więc nie ma co się zrażać,coco jumbo i do przodu:)Przynęty,które tam zostawiłem starczyłyby na zapełnienie pudełka początkującego wędkarza:)Co do przynęt zabrałem tylko małe pudełeczko(z uwagi na krótki wypad),w którym znalazły się twistery w kolorze motor oil,fluo,ciemnozłote z brokatem,żółte,białe i zielone różnych wielkości.Obok nich zagościły kopytka Relaxa w rozmiarach około od 5 do 10cm również w kolorach fluo,brazowo-czerwonych,biało-czarne Mannsy oraz kilka innych kopyt no name również w raczej jasnych kolorach,co wymusiła bardzo wtedy trącona woda.Nie zapomniałem również o paru obrotówkach tak na wszelki wypadek,jakby sandacze zaspały.Za miejscówkę obrałem sobie pozostałość po byłej kamiennej tamie,która niegdyś górowała nad powierzchnią rzeki regulując jej przepływ-teraz w całości pod wodą,odsłania się jedynie podczas spadku poziomu wody.Jest to bardzo ciekawe miejsce z uwagi na to,że nad wspomnianą "tamą"nurt tworzy dość bystry warkocz,zaś dno jest usłane wielkimi i mniejszymi kamieniami,oraz naniesionymi przez prąd i bobry konarami,tworząc wyśmienite warunki bytowe dla ryb...Wielu spodziewało by się w takim miejscu raczej klenia,jazia,może bolenia nawet,ale żeby sandacz...?A jednak.Z sobie tylko wiadomych powodów mętnookie upodobały sobie to miejsce,dlatego tam też ich starałem się szukać.Od strony napływu z kolei również miejscówka jest warta uwagi,ponieważ nurt tam gwałtownie zwalnia,a rozmaite rybie przysmaki zatrzymują się o ów kamienny murek.Nie raz widziałem kręcące się tam klenie lub stojące pod nawisami z gałęzi pstragi. Kilkanaście metrów od tego napływu stanowisko obrał sobie mój szwagier,który również postanowił zapolować na jakiegoś zębacza ze spinningiem w ręku.Pierwsze moje rzuty twisterkiem fluo z brokatem i główką 5g poszły pod przeciwległy brzeg.Prowadziłem go dużymi skokami,obławiając wachlarzowo rzeczke w poprzek nurtu oraz sam warkocz.Niestety nie przyniosło to rezultatów oprócz skubania małych okonków,więc postanowiłem sięgnąć po 8cm kopyto Relaxa w kolorze również fluo z jasnym brzuszkiem.Już drugi rzut w to samo miejsce pokazał,że był to trafny wybór,bowiem podczas opadu poczułem na delikatnej szczytówce"przyduszenie"i lekko zaciąłem.Znajomy opór i miłe wibracje oznajmiały,że skutecznie.Po małej chwilce miałem na brzegu pierwszego tego dnia sandacza.Nie był to okaz,nawet nie miał wymiaru.Szybko wrócił do wody,a ja walczyłem dalej.Na to samo kopytka siadły jeszcze dwa niemal identyczne,szkolne egzemplarze.Pomyślałem sobie,że moze by założyć coś większego na haka?A nuż się skusi jakiś konkretniejszy okaz..?Jak wymyśliłem,tak zrobiłem.Do wody powędrowało kopyto bodajże 10cm jasnozielone z brokatem,którym obrzuciłem zarówno napływ,jak i za warkoczem.Nic.Chcąc sprawdzić,czy moi pasiaści przyjaciele wciąż tam siedzą założyłem z powrotem to samo kopytko fluo i bach-kolejne 3 róznych wielkości sandacze wciąż niewymiarowe.Po ponad godzinie łowienia miałem na koncie 6 rybek,a szwagierek mimo,że chodził,szukał,zmieniał przynęty kompletnie nic.W pewnym momencie staliśmy od siebie dosłownie 2m,rzucaliśmy na identyczne zielone twistery i ja znów zaliczyłem młodzieżowego sandacza,a następnie szczupaczka ze 45cm. Niestety tego dnia już nie dane nam było połowić,ponieważ czas nie pozwolił,ale uznałem wypad za udany pomimo braku wielkich ryb.Frajda była ogromna i na cały dzień na twarzy banan zagościł,a przecież w sumie o to w tym wszystkim chodzi!Nawet dziś po tak długim okresie przeglądając fotki do dodania pod wpis uśmiechnąłem się pod wąsem:) Są czasem dni,kiedy ryby nie dopisują,kiedy ogarnia wręcz frustracja i ciężko znaleźć motywację do łowienia...Niekiedy do tego stopnia,że człowiek zapomina co w tym hobby jest tak naprawdę istotne,czyli obcowanie z przyrodą,cisza,spokój,sielanka,doskonały czas na refleksje i przemyślenia oraz ucieczka od codzienności.Na te parę godzin zapominamy o Bożym świecie i liczy się tylko woda,ryby w niej i my.Opisany w niniejszym tekście mój przypadek uczy,że warto czasem na przekór przeciwnościom poganiać z wędką i poszukać szczęścia!Zapewne niektórzy stwierdzą,że nie mam się czym jarać,bo nałapałem przedszkolaków i mnie uświadomią,że" takie ryby,to oni na żywca zakładają" itd,ale nie chodziło mi o pochwalenie się wybitnymi osiągami,bo łapałem wiele większych ryb podobnie jak większość użytkowników tego portalu.Moim zamysłem było umilenie być może co poniektórym tego czekania na wiosnę-zapewne wielu z Was przypominają się w chwili czytania swoje własne przeżycia z minionego sezonu:)Życzę wszystkim,żeby ten czas bez rybek szybko zleciał i oby kije łamały się na potęgę!  

 

9956 - Opinie i komentarze użytkowników (0)

skomentuj ten wpis