DAIWA – dlaczego jej nie mam?

/ 17 komentarzy

Czwartek. Dla mnie początek weekendu. Piątek jak to często w moim przypadku mam wolny, czyli od czwartkowego świtu w głowie tylko jedno – RYBY! Jeszcze trzeba przetrwać 8 godzin w robocie. Skupić się raczej ciężko. Pogoda od rana idealna. Gorąco, parno, pochmurno. Będzie burza, no chyba, że jej nie będzie. I tak właśnie jest idealnie. Ma się zbierać na burzę, ale najlepiej, żeby się nie uzbierało. Żeby do końca dnia było ekstremalnie parno. Sum to uwielbia, a ja razem z nim. Co prawda do komfortu fizycznego mam daleko. Lepię się cały, oddychać prawie nie mam czym, pot szczypie w oczy. Ale nie ważne. Jest film. W robocie zamiast kartonów widzę ryby, rynna na rogu budynku zaczyna przypominać wędkę, kabel od netu zmienia się w plecionkę, hak holowniczy przy samochodzie – wiadomo, już knuję jak go zaostrzyć. Przed oczami mam też swoją miejscówkę. Wyobraźnia cały dzień podpowiada mi, że lada chwila zjawi się na niej intruz i mnie uprzedzi. Na pewno wyłapie mi wszystkie ryby. A ja jak osioł będę siedział w awaryjnym miejscu i złapię co najwyżej krąpia. W takim stanie psychicznym dotrwałem do 14:00. Minutę później fura mieli asfalt, na rondzie, 200 metrów dalej mam już 100km/h, po kolejnej minucie mijam bramki na A1, złoty pięćdziesiąt na zegarze i pędzę na południe. Mijają dwa kwadranse, z piskiem opon parkuję pod ulubionym wędkarskim, odklejam się od siedzenia, portfel w rękę i już miła pani wrzuca niezbędne drobiazgi do siatki. Krętliki, ciężarki, haki, świetliki i oczywiście rosówki. Wszystko w pełnym pośpiechu. Jest 14:45, do mojego brzegu mam jeszcze 15 minut drogi. To taka pora, że intruz pewnie już się czai za krzakiem, żeby mnie podsiąść. – Białe jeszcze poproszę, zwróciłem się do sprzedawczyni, po czym zupełnie przypadkiem mój niespokojny wzrok zatrzymał się na niebieskim kiju. Hmmm. Jakiś taki teletubisiowy kolor. I ta nazwa coś mi mówi. DAIWA – czytam napis, Apollo 6m. Mistrz kiedyś wspominał o tej firmie. Skojarzyłem, że w latach 80-tych to był jeden z niewielu dostępnych na polskim rynku sprzętów wędkarskich produkcji innej niż ZSRR. Tym samym cieszył się ogromnym uznaniem wśród wędkarzy, zwłaszcza, że wielu z nich w mojej okolicy machało jeszcze wówczas leszczyną. Kije tej firmy miały opinię „niezłej kierdozy”. W miejskim tłumaczeniu to coś dużego, grubego, silnego. Kierdą nazywają również maciorę. Nie wiem, czy to nie od tego ta kierdoza. W każdym razie nazwanie wędki niezłą kierdozą to nic innego jak ogromny komplement dla sprzętu. – Pani droga, a ten kij to ile kosztuje? – zapytałem tylko z ciekawości, bo 60 zł już i tak pękło na pierdoły przy kasie, więc limit wyczerpany. Spodziewałem się usłyszeć kwotę w granicach 150zł, a tu pani mnie wręcz policzkuje mówiąc: 55zł. I co? No wiadomo co. Na moim jednym ramieniu diabeł w woderach szepce: bierz, piękna jest! Z drugiego ranienia biały, różowolicy aniołek podpowiada: nie będziesz miał kasy, zastanów się. No to dostał lizus prztyczka w nos i spadł z ramienia na sklepową podłogę. Trochę się poobijał, ale po co mnie chciał powstrzymać? Z nową wędką i kołowrotkiem(!) pognałem w kierunku Wisły. Znacie to podniecenie, prawda? Nowy sprzęt, siatka robaków, piękna pogoda. Samochód wyje nie rozumiejąc, dlaczego po polnej drodze jadę 100km/h. Ja też nie rozumiem, ale deptam gaz jeszcze mocniej. 15:15 – jestem nad wodą. Allah Akbar! Nie ma intruza! Moje miejsce jest całkiem moje, na dzisiejszy wieczór przynajmniej. Wóz w krzaki, sprzęt z wozu, jedna gruntówka na szybko do wody i przechodzę do głównego punktu programu przedpołudniowego – montuję nową spławikówkę. Żyłeczka 0,24 nawinięta, spławik dyszka, haczyk 8, gotowe. Zaraz się nią zamachnę. Oj, będzie miło. Fajna jest. Dość lekka jak na szklaka, sprężysta i rzeczywiście sprawia wrażenie mocnej lancy. No i w końcu zmierzę się z Wisłą dzierżąc w dłoni cenioną w tych stronach Daiwę. Będę prawie jak Mistrz, tyle że o pół wieku młodszy.
Gorąco. Roztapiam się, bo wszystko robię w pełnym biegu. Muszę odsapnąć. Opieram o tył auta uzbrojony nowy nabytek. Z plecaka wyciągam zimne złociste, odpalam papierosa i rozglądam się po wodzie, gdzie by tu spławik wcisnąć. Słyszę jakiś gwar rozmów. Z góry rzeki płyną kajaki, kilkanaście sztuk. Poczekam aż spłyną, bo akurat idą moją stroną wody. W czwartym, lub piątym siedzi niezła panna. Czarnula, duże oczy, konkretny cycek. Pukałbym jak jehowy do drzwi. Dobra. Czas na jakiegoś okonka, babeczkę ewentualnie. Przestawię jeszcze samochód, bo za głęboko w krzaki wjechałem i mnie w nocy komary pożrą razem z kaloszami. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Cofnąłem kilka metrów, trzasnąłem drzwiami i zadowolony rozglądam się za wędką. Ku….a!!! Do stu tysięcy śmierdzących skarpet!!!!! Przejechałem po niej tylnym kołem!!! W poprzek, po kołowrotku. Kij zmiażdżony na każdym odcinku. Kołowrotek w częściach, wgnieciony w trawę. Spławik oczywiście też trafiony. Jakbym miał pod ręką jakąś pałę, to obiłbym tak swój samochód, że dochodziłby do siebie przez tydzień. Masakra. Wieczór schrzaniony. Co prawda nie jestem największym fanem spławikowania, ale dziś akurat czułem moc, wędka czuła moc, ryby czuły strach. Teraz czuję niemoc, wędka czuje ból, portfel czuje stratę, a ryby się śmieją. Tak mniej więcej zakończyłem swoją gorącą przygodę z wędką Daiwa. W kolejną sześciometrówkę zainwestowałem w następnym sezonie. Niestety, na taką samą nie trafiłem. I choć nie miałem okazji jej nawet raz zarzucić i nie było mi dane nią holować choćby najmniejszej rybki, to i tak wiem, że któregoś pięknego dnia Daiwa przejdzie szkołę życia w moich rękach.

 


5
Oceń
(40 głosów)

 

DAIWA – dlaczego jej nie mam? - opinie i komentarze

Sebastian KowalczykSebastian Kowalczyk
0
Boskie :D ***** (2013-09-06 11:34)
jedrzej-piotrowjedrzej-piotrow
0
Dobre opowiadanie :) 5* (2013-09-06 12:02)
ryukon1975ryukon1975
0
Dlatego że wędkarstwo to nie tylko sukcesy ale i mnóstwo porażek. Niektóre z moich młodszych lat nie nadają się do publikacji. :)) (2013-09-06 12:26)
majapmajap
0
W wędkarstwie tak już jest sukcesów mniej niż porażek , ale kije i kołowrotki Daiwy bardzo sobie cenię . Za wpis stawiam ***** . Serdecznie pozdrawiam . (2013-09-06 12:36)
u?ytkownik146431u?ytkownik146431
0
"ryby czuły strach" hehe epickie.Leci 5 (2013-09-06 14:37)
u?ytkownik146431u?ytkownik146431
0
"ryby czuły strach" hehe epickie.Leci 5 (2013-09-06 14:40)
u?ytkownik155302u?ytkownik155302
0
Heh naprawdę spoko wpis,co jak co ale te nasze wędkarstwo nie jest opłacalne co do zł,ale liczy się hobby i niezapomniany klimat (2013-09-06 14:56)
pawel75pawel75
0
Świetne ! :)) Broń Boże nie śmieję się z tej tragedii :) Super opowiadanie ! Pozdrawiam i oczywiście ***** zostawiam. (2013-09-06 17:40)
Zander51Zander51
0
Smutny dzień dzisiaj miałem a tu taka niespodzianka na wedkuje. Świetny tekst Grzegorzu ! Ja najczęściej przycinam swoje spiny drzwiami auta... (2013-09-06 18:41)
andrzejeks84andrzejeks84
0
Piękna opowiastka, rybek nie było ale opis całej sytuacji mistrzowski!!!Kolega powinien książki pisać przy okazji łowienia!!!Gratuluję inwencji!!Pozdro
(2013-09-06 22:52)
camelotcamelot
0
Ufff ! Aż się spociłem czytając ten ,,dramat" ! ***** pozdrawiam serdecznie i życzę pięknej nowej Daiwy ! (2013-09-06 23:18)
klemens81klemens81
0
he he dobre :) (2013-09-07 13:56)
nija999nija999
0
Super ***** (2013-09-07 17:13)
Zibi60Zibi60
0
Pozostaje życzyć spełnienia marzeń i piątal za świetny wpis ! 5* (2013-09-07 18:07)
khakiprichikhakiprichi
0
"pukał bym do drzwi jak jechowy" masakra!!!! Widziałeś tą kobietę 5 sekund a wędka złamana!!!hehehe musiała być piękna skoro wyłączyła twoje myślenie do zera :D piąteczka za wpis!!! (2013-09-08 13:34)
jokerjoker
0
Słyszałem o życzeniach "połamania kija oby nie na kolanie" ale pod kołami kto by się spodziewał :-) Oby takich sytuacji nikt więcej nie doznał a wpis traktujmy jako radę roztropnego wędkarza po szkodzie. Fajnie to wszystko ubrane w słowa. tak trzymać a będzie weselej odwiedzać blogi. Z młodzieżą prowadząc zajęcia omawiamy różne przypadki ale tego jeszcze nie było. Dzięki przyjacielu za kolejne westchnienia i oczywiście powodzenia. (2013-09-08 21:54)
u?ytkownik105460u?ytkownik105460
0
Kolejne Twoje opowiadanie, które czyta się orgazmicznie! Wery najs, hejkum tejkum :) (2013-09-27 20:34)

skomentuj ten artykuł