Dylematy.

/ 49 komentarzy / 2 zdjęć


Dylematy

Czerwiec 2008 r.

Wraz z wiernym i sprawdzonym od trzydziestu lat kumplem na wędkarskie wyprawy, kręcimy się po jeziorze przez wiele godzin w poszukiwaniu okoni. Piękna pogoda i wspaniałe krajobrazy umilają te poczynania. Zatrzymujemy się w znanych nam i sprawdzonych w poprzednich latach miejscówkach. Wszędzie udaje nam się coś ucapić, lecz bez rewelacji. Ot, takie pasiaczki od 22 do 30 cm.

Na zakończenie kotwiczymy na płytkiej górce ( 1.70 cm ) i rozpoczynamy paprochowanie. Jak wszędzie i tutaj brania niewielkich okoni są dosyć liczne. Po kilkunastu rzutach postanowiłem założyć 5 cm perłowo-czarnego ripperka. Rzut, poderwanie z dna i miękkie przytrzymanie...
Lekko zaciąłem i .... chyba siedzę w zielsku ? Ale skąd tutaj zielsko ? Przecież „dzielni rybacy” już dawno wycięli niewodami wszelkie zaroślaki porastające tutejsze górki niszcząc naturalne tarliska i ostoje wszelkich gatunków ryb !

Napiąłem mocniej linkę i w efekcie domniemane „zielsko” wolno ruszyło. Taaak, już wiem. Po drugiej stronie mam nie lada przeciwnika. Nie był to olbrzym. Szczupak ważący 4 kg. Jednak delikatny sprzęt : kijek 2.40 do 10g cw, żyłeczka 0.14 wymusiły długachny hol. Zanim wylądował w łodzi, musiałem dać mu się wyhasać, popisać wieloma długimi odejściami, wyskokiem nad powierzchnię itp. szczupaczymi sztuczkami. Trwało to ok.20 - 25 min. Zapięty był w samym kąciku paszczy, dosłownie za błonkę.

Po tych zmaganiach postanowiliśmy spłynąć z nim do nieodległej przystani, gdzie po krótkiej sesji zdjęciowej w obecności wielu znajomych moczykiji, został uroczyście wypuszczony .
Wydawało się, że jest w dobrej kondycji. Jakież było moje zdumienie, gdy następnego dnia moja córka wypatrzyła coś bielejącego w nieodległych trzcinach. Podpłynęliśmy tam łodką. To był ON ! MARTWY !

Wrzesień 2008 r

Także okoniowanie. Mam w łodzi tylko dwa delikatne kijeczki ( do 7 i 10 g cw ), jeden uzbrojony w boczny troczek, drugi z 5 cm. ripperkiem przeplatanym w czasie połowów z obrotówkami.
Tym razem brania okoni były rzadsze, lecz ich rozmiary nieco większe. Trafił się 35-ak,
Kilka trochę powyżej 30-ki. Łowiłem na głębszych wodach niż w czerwcu. Ok. 5-6 m. Wiele brań miałem w pół wody na prowadzonego skokami ripperka. W pewnym momencie nastąpiło ostre uderzenie i natychmiastowy długi odjazd ryby. Żeby nie drag ( hamulec walki ) zainstalowany w moim ulubionym kołowrotku, pewnie żyłka 0.14 tego by nie przetrzymała i tyle bym tę rybkę widział.

Okazał się nią znowu szczupak ( 88 cm ), który po ok. 20 min holu chwytem za kark został wyjęty z wody. Zacięty był za sam brzeg „górnej paszczęki”. Po delikatnym wypięciu i zrobieniu pamiątkowej fotki podzielił los wcześniej złowionych okoni. Wrócił do domu. Rzucałem dalej, zmieniając miejsca w promieniu ok. 50 – 80 m, gdy po mniej więcej godzinie zauważyłem na powierzchni jeziora coś jasnego, dającego oznaki życia. Podpłynąłem bliżej. TO TEN SZCZUPAK ! Ledwo dyszał. Zapiąłem go na agrafkę, wypuściłem za burtę i nadal spinningowałem. Od czasu do czasu zerkałem co się z nim dzieje. Niebawem odszedł do Krainy Wiecznych Łowów.

Maj 2009 r.

Popłynąłem na podwodną górkę, na której kilka dni wcześniej wraz z kolegą nieźle połowiliśmy okoni. Niektóre nawet fajne. Znowu mam ze sobą tylko lekkie spinningowe kijaszki. Po zimnych dniach wynikających z kalendarza ( Ogrodnicy i Zośka ), nareszcie mogłem wygrzać kości w promieniach majowego słoneczka. Rozleniwiony ciepełkiem i tym razem rzadkimi braniami, po trzech godzinach postanowiłem zmienić miejsce. Podpłynąłem w pobliże trzcinowiska ustawiając pływadło tak, że po jednej stronie burty miałem na długość rzutu stok schodzący do 7 m, zaś z drugiej 2.5 metrowy blacik. Tutaj także często łowiliśmy zębate i okonie.

Już w pierwszym rzucie w kierunku trzcin delikatne puknięcie w 5 cm ripperka. Kilka kolejnych rzutów w tę stronę bez efektu ... Postanowiłem zmienić przynętę, Dopiąłem obrotówkę nr.3 i zaraz po rozpoczęciu skręcania wystąpiło zaburzenie wirowania. Lekko szarpnąłem, błystka zaczęła się kręcić i ... znowu lekkie puknięcie. Zaciąłem... Nic... Ściągam dalej i ...... jak nie przywali ! ! ! Znowu ukochany kołowrotek uratował żyłkę 0.14 przed zerwaniem.
Lekki kijaszek doskonale amortyzował długie odjazdy i nieoczekiwane zrywy ryby. Raz była po lewej stronie burty, za chwilę już po prawej.

Gdy ją po jakimś czasie zobaczyłem, nie postawiłbym nawet kapsla od piwa za wiarę w jej pokonanie na tym delikatnym sprzęcie. Jednak wygrałem. Minęło chyba pół godziny zanim mogłem podjąć próby podjęcia jej do łodzi. Dopiero za piątym doprowadzeniem do burty, chwytem pod pokrywę skrzelową wtaszczyłem ją do łodzi.. Przez cały czas byłem niezwykle opanowany i z wyczuciem kontrolowałem poczynania ryby, Jednak gdy była już w łodzi adrenalina dała mi tak potężnego kopa, że serce miałem w gardle, w skroniach łomotało, po głowie jechał Inter City, łapy dygotały, nogi tak się trzęsły, że wraz z nimi chyba rzucało całym pływadłem.

Nie byłem w stanie przypalić papierosa, napić się piwka... Jedyne co zrobiłem to jakoś przypiąłem rybkę do agrafki i wpuściłem do wody. Dopiero po kilkunastu minutach adrenalinka przestała działać i mogłem normalnie funkcjonować. Wypiłem duszkiem prawie litr soku z termosu.... Dopiero wtedy zmierzyłem zębatego. Miał 97,5 cm. Piękna ryba. Oczywiście musi pływać w jeziorze. Zadzwoniłem po kolegę aby do mnie przybył i porobił mi pamiątkowe fotki.

Niepokoiło mnie jednak zachowanie rybki. Kolebała się na boki, nie mogła przyjąć naturalnej pozycji. Po zrobieniu fotek i ponownym dokładnym zmierzeniu przez niemal dwie godziny trzymałem ją „na smyczy” przypiętą do łodzi, z nadzieją, że odzyska siły i będzie można ją uwolnić. Niestety... Zrobiono z niej kotlety. Dlaczego opisałem powyższe zdarzenia ? Nie były to rekordowe okazy ! Przecież nic specjalnego się nie wydarzyło.

Dla mnie jednak tak. Od dawna wypuszczam prawie wszystkie złowione rybki. Szczególnie te większe. Dały mi tyle frajdy i powodów do wspomnień, że naprawdę im się to należy ! Pożegnalne machnięcie ogonem i pamiątkowa fotka jest dla mnie wystarczającą rekompensatą za godziny spędzone nad wodą w różnych warunkach pogodowych.. Niech te piękne stworzenia nadal sobie żyją i pomnażają gatunek. Nie zabieram na łódź podbieraka i innych pomocnych w wytaszczeniu ryb przyrządów. Daję im szansę do końca. Ja je łowię dla przyjemności, relaksu, kontaktu z naturą i zaspokojenia pewnych atawistycznych ciągotek. ONE WALCZĄ O ŻYCIE ! ! !. To nie są równe proporcje.

Owszem, nieraz jakieś trafią na rodzinny stół bądź stanowią dla kogoś prezent np. z okazji imienin. Ale to rzadkie wydarzenie.

Mam jednak dylematy :
Czy duże ryby będące przypadkowym przyłowem pojmanym po dłuuugachnym holu na delikatniutki sprzęt należy wypuszczać ?
Czy długi i męczący dla obu stron hol nie spowoduje ich niechybnej śmierci ?
Ile wypuszczonych rybek podzieliło los wyżej opisanych, a ja nawet o tym nie wiem ?
Co zrobić po zapięciu dużej ryby na tak delikatny sprzęt ? Odciąć linkę ?
A może to być rybka mojego wędkarskiego życia ?
Co o tym sądzicie Koledzy ???

Zbigniew Adamczyk
Zbig28




 


4.5
Oceń
(126 głosów)

 

Dylematy. - opinie i komentarze

łysy wążłysy wąż
0
Obawiam się Zbychu, że wywołasz kłótnię pomiędzy zwolennikami wypuszczania ryb, a - że tak ich nazwę - "smakoszami". Moje zdanie znasz - wypuszczam, ale jeżeli mam ochotę na świeżą rybkę to biorę. Co prawda nie za często, ale kilka sandaczy ( czasem jakiś szczupak ) w roku ląduje na stole. Na temat postępowania z okazami wyholowanymi delikatnym sprzętem nie powinienem się chyba wypowiadać - nie miałem jeszcze takiej "zabawy". Wydaje mi się, że trzeba obserwować rybę po holu. Jeżeli chce odpłynąć to niech płynie, jeżeli pomimo reanimacji jej to nie wychodzi, chyba trzeba skrócić jej cierpienia. Jestem natomiast za wprowadzeniem górnych wymiarów ochronnych - przy okazji rozwiązałoby to podobne DYLEMATY. Co do samego wpisu - szkoda że nie piszesz częściej. Wiem że masz wiele przygód, którymi mógłbyś się z nami podzielić. Miło się czyta, człowiekowi ciężko odejść od monitora, nawet na przysłowiowe siku. Ale ja już muszę ....... odejść na chwilę :-) (2009-06-02 20:43)
łysy wążłysy wąż
0
Zrobiłem to co musiałem i naszła mnie jeszcze jedna refleksja dotycząca górnego wymiaru. Powinien on dotyczyć również rybaków ( !!! ) i w ogóle "obrotu" rybami. Gul mi skacze jak widzę w hipermarketach szczupaczki po 35cm i to w marcu. Albo metrowego sandacza. Prywatna hodowla - JASNE !!! A ja mam pięć lat, kręcone włosy i wierzę w takie bzdury... (2009-06-02 20:53)
łysy wążłysy wąż
0
Śmieszy mnie wystawianie komuś kiepskiej oceny ( jedna czy dwie gwiazdki ), bo się go " nie lubi ", nie biorąc pod uwagę treści zawartych w jego wpisie. Założę się, że ŻYCZLIWY nie będzie miał odwagi się ujawnić... Ręce opadają... (2009-06-02 22:11)
Zbig28Zbig28
0
Dzięki Kamilu za miłe słowa. Mnie te gwiazdki nie interesują i nie denerwują. Natomiast zdejmowanie tekstu ze strony koła i owszem. To już nie pierwszy raz.
Zastanawiam się czy nadal korzystać z tego portalu. Pozdrówko. (2009-06-02 22:49)
robson1robson1
0
To co poruszyłeś,napewno jest godne dyskusji.Niesety podejrzewam,że po tak długim holu ryba jest rzeczywiście tak wyczerpana,ze nie jest w stanie dojsc do siebie.Ja równiez wypuszczam 99%,złowionych ryb,ale jeszcze nie miałem okazji zauwazyc,żeby wypuszczone ryby padały.Może dlatego,że nie łowię z łodzi i nie mam takiej mozliwosci.Jesli chodzi o odcinaniu linki,to moje zdanie jest ,że nie.Mino wszystko nie.Moze bedę,tu w mniejszości,ale uważam,że jednak nam wedkarzom, coś się,nalezy,po to w końcu bawimy sie w to hobby.Jesli będziemy sobie wszystkiego zabraniac,po kolei ,a słysze juz z róznych stron rózne dziwne pomysły,to w końcu bedziemy łowic ryby.....ale przed monitorem komputera.
Swietny artykuł,oczywiscie 6 gwiazdek.
Pozdrawiam (2009-06-03 09:14)
szczupiszczupi
0
Artykuł spoko . I jak już gdzieś komentowałem , '' że lepsze wyniki osiąga się ze środków pływających '' , coraz więcej się zastanawiam o zakupie jakiegoś sprzętu pływającego . A co do zwracania wolności złowionym rybą to oczywiście że TAK , ale od czasu do czasu coś świeżego na patelnie , czemu nie . (2009-06-03 10:00)
mariusz1mariusz1
0
witam. łowię wiele okoni na paprochy ale też i szczupaki.wszystkie raczej wypuszczam . nie zaobserwowałem tego ,by nie wytrzymywały po długim holu ,chyba że połykały głęboko przynęty i podczas odhaczania zastały uszkodzone skrzela (rzadko).myślę że przeżywają i dorastają do olbrzymich rozmiarów. pozdrawiam. (2009-06-03 10:00)
stanley584stanley584
0
Całkowicie popieram wypowiedź " łysego węża ". Przede wszystkim łowi się ryby po to, aby przeżyć tę chwilę związaną z napięciem i "walką" z nią. Też złowione ryby wypuszczam, jednak sporadycznie, gdy najdzie mnie ochota na świeżą rybkę - którą podwędzam na działce w "swojskiej wędzarni", zabieram, ale tylko średnie okazy. Stara, duża ryba jest nie smaczna. Zbig28, zachęcam do częstszych wpisów. Oczywiście stawiam 5. Pozdro. (2009-06-03 10:07)
KustiKusti
0
Poruszyłeś ciekawy temat. Szczerze mówiąc, nigdy mie zastanawiałem się nad losem wypuszczonej ryby. Przypuszczam, że wielu z nas nie myśli o tym co dzieje się z naszą zdobyczą po wypuszczeniu. Z drugiej strony, myślę, że po walce zwróciłeś naturze to co jej więc wyrzutów mieć nie powinieneś. Dałeś jej szansę, ale Bogiem nie jesteś więc nic więcej zrobić nie mogłeś. Rozważanie - czy zabierać ryby w złej kondycji chyba przyniosłoby chyba więcej korzyści kłusolom i pseudo wędkarzom, którzy niewątpliwie taki przepis chętnie interpretowali po swojemu i mieliby wytłumaczenie na kilkanaście wielkich i objętych limitem okazów. Ciekawy artykuł i bardzo trafiony temat. Pozdro i szacunek :) (2009-06-03 10:20)
jurekjurek
0
Gratuluję Zbyszku pięknych chwil nad woda , no i tego metrowca , mnie również wiele razy zdarzało się łowić okonie na Konger Tango ( wyrzut do 10 gram ) , i też kilkakrotnie miałem przyłów w postaci szczupaków i sandaczy , i niestety szczupaki po 25 minutach holu padały ( zabił je kwas mlekowy--- zawarty w mięśniach ) , a sandacze padały prawie natychmiast ...........ale nie jest to wina wędkarza ---, bo skąd może wiedzieć , że nastawił się na okonie , a zaatakuje inny większy drapieżnik..........życzę pogodnych i miłych chwil na łonie natury ..........pozdrawiam serdecznie Jurek. (2009-06-03 10:32)
kalmarkalmar
0
witaj, dobry wpis. rozmawiałem z kolegą, który jest ichtiologiem, i faktycznie twierdzi, że sporo ryb potrafi paść tak po holu jak i po tzw. odłowach kontrolnych (dlatego teraz odłowy te robi się coraz częściej agretatami by nie uszkodzić ryb). ale niestety niekontrolowana ilość stawianych przez rybaków sieci też robi swoje. ;) pozdrawiam (2009-06-03 10:43)
greenngreenn
0
Bardzo interesujący artykuł. Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym co się dzieje z wypuszczonymi rybami. Na pewno na to nie ma reguły, część przeżywa a częśc pada. Ryby walczą do samego końca, a skutkiem tego jest wyczerpanie wszystkich sił, co później ma zgubne skutki. Ale takie już jest wędkarsteo i nic nie zmienimy.........pozdrawiam i oczywiście piąteczka! (2009-06-03 11:49)
policetomekpolicetomek
0
Artykuł na 5. Takie dylematy będą zawsze czy przeżyje czy nie. Natura sama zadecyduje - wędkarz morze jej tylko pomóc przestrzegając podstawowych zasad przy wypuszczaniu ryby. Pozdrawiam (2009-06-03 14:34)
janunio1janunio1
0
To opowiadanie jest trochę przygnębiające, no cóż szkoda rybek ale tak już jest że nie wszystkie przeżywają,pozdr. (2009-06-03 14:37)
policetomekpolicetomek
0
Ale palnąłem byka - przepraszam wszystkich. "Morze" jest szerokie i głębokie.Pozd (2009-06-03 14:39)
grzegorzk75grzegorzk75
0
Super artykuł, bardzo dobry temat. Niestety wiele wypuszczonych ryb kończy w taki sposób jak Twoje szczupaczki, ale nie wielu ludzi zdaje sobie z tego sprawę. Mam nadzieję, że będziesz częściej umieszczał Swoje artykuły - za ten oczywiście 5. Pozdro! (2009-06-03 14:46)
u?ytkownik12960u?ytkownik12960
0
W kontekście tego artykułu powinniśmy inaczej patrzeć na tych, którzy zabierają drapieżniki. Oczywiście w ramach limitu. Nie wiemy jak długo holowali te ryby. Być może spotkali się już z przypadkami padnięć ryb po ciężkim holu. Jak zobaczymy ogon wystający z torby to nie znaczy , że to już mięsiarz i bandyta... (2009-06-03 16:06)
Tomasz915Tomasz915
0
Jeśli chodzi o padnięcia wypuszczonych ryb to słyszałem dwie teorie w tym przypadku obie mogą mieć zastosowanie. Pierwsza to kwas mlekowy wytwarzający się w rybich mięśniach podczas długotrwałego holu (po prostu zabójcze zakwasy). Druga była przytaczana najczęściej podczas łowienia sumów i innych ciężkich ryb otóż chodzi o podnoszenie ryb za łeb za pysk czy pokrywy skrzelowe po prostu rybom przerywają sie kręgosłupy w końcu nie są przystosowane do pozycji pionowej jeszcze poza wodą. Oczywiście świetny artykuł i temat poruszony jest bardzo ważny lecz proponuje jednak używać podbieraka naprawdę mimo że śluz niszczy ale i tak jest to moim zdaniem bezpieczniejszy dla ryb sposób wyjęcia z wody. Tak jak w pierwszym przypadku była to raczej wina kwasu mlekowego to w innym jak ryba w ogóle prawie nie odpływa to bym się raczej przychylał do drugiego przypadku. (2009-06-03 17:13)
u?ytkownik12960u?ytkownik12960
0
Jeszcze jeden dylemat. Czy popierać "zabawę" świadomych, inteligentnych ludzi, którzy dla zabawy kaleczą ryby ? Ja już takich dylematów nie mam. Łowię tylko te ryby, które mam zamiar zabrać do domu, czyli sandacze...Ale nie na siłę. Nie łowię na żywca ani na "trupka". Spinninguję. Złowię to dobrze, nie złowię , to też nie ma tragedii. Nikomu też nic nie muszę udowadniać. Złowiłem 24 medalowe ryby. Metrowe szczupaki preparowałem.Byłem młody i "głodny" sławy i uznania. Teraz, gdy na nie patrzę, to już nie mam dylematów. Takim rybom nie zabiera się życia... (2009-06-03 17:19)
chudy028chudy028
0
Cóż, wędkarze zrzeszeni w PZW mają dylematy względem ryb – dyskutują i spierają się o zakres i moc ich cierpień, Związek wprowadza nawet ograniczenia (kwestia żywcówki). Tymczasem to samo PZW bierze udział w procederze zwanym rybołówstwo śródlądowe, w ramach którego na podstawie kontraktów czy zleceń PZW rybacy fundują rybom wielogodzinne męczarnie w oczkach stacjonarnych sieci. A jak któraś rybka w miarę przytomnie doczeka chwili znalezienia się w łapskach rybaka, to jest potem brutalnie rzucana na dno łodzi i przez kolejne godziny dogorywa w ziemskiej atmosferze. W tym aspekcie niewód wydaje się dla ryb narzędziem zdecydowanie mniej dotkliwym. Bądźmy zatem, my członkowie PZW, konsekwentni: kwestia zachowania standardów w kontakcie z rybą dotyczy nie tylko nas, ale i rybaków, którzy obcują z rybami w imieniu i na rzecz "naszego" Polskiego Związku Wędkarskiego. Niezależnie więc od protestu wobec rabunkowego wymiaru stosowania klasycznych odłowów sieciowych, argumentem za totalną likwidacją tego procederu jest problem długotrwałego, wycieńczającego cierpienia ryb uwięzionych i zaplątanych w okach stacjonarnych siatek. Tylko czy np. poczucie obowiązku władz Koła Nr 28 i wyobraźnia naszego delegata na okręgowy zjazd PZW rokują na poruszenie tej i podobnych kwestii w trakcie obrad na Twardej ? Wątpię. Jak zwykle skończy się na etycznie poprawnych komentarzach na stronie, a nasz reprezentant na zjazd pójdzie z pustą głową, podkulonym ogonem i łapkami złożonymi do klaskania. Ale za to z miną hardą i nadzieją na karierę. (2009-06-03 18:37)
u?ytkownik12960u?ytkownik12960
0
Poruszyłeś kolego ważny aspekt, powiedziałbym "dwulicowości" władz PZW. Rzeczywiście taki proceder odławiania sieciami ryb prowadzi gospodarstwo w Rucianem Nida, które należy do Zarządu Głównego PZW i nabija jego kabzę. Dodatkowo pobiera jeszcze opłatę od członków PZW jak inne "komercyjne" gospodarstwa rybackie. Takie państwo w państwie pod czujnym okiem Zarządu Głównego. A nam władze każą przestrzegać wielu norm , trują o etyce i tym podobnych " świętościach". Etykę każdy powinien mieć w sobie. Batem człowieka nie wychowasz. Jak nas rodzice i środowisko wychowają , to takimi będziemy. Za to mamy przykład z góry jak zostali wychowani członkowie Zarządu Głównego i jakie wartości sobą reprezentują... (2009-06-03 19:09)
spines21spines21
0
miałem w zeszłym roku taki przypadek.
holowalem karpia ze sporego dystansu,łowisko yrudne-zarośnięte zielskiem,przy brzegu krzaki i gałęzie.hol trwał długo.karp nie byl wielki -w podbieraku przylożyłem miarke-48cm.
prosto z podbieraka wypuściłem go do wody.
zalożylem nowe kulki i zarzuciłem.
po ok godzinie myjąc ręce zauważyłem,że karp stoi przy brzegu,popychałem go na wode- ledwo,ledwo sie ruszał.ale po następnej godzinie nie bylo go już.
jak miałem szybkie hole nie było takich problemów.ostatni po wypuszczeniu całego mnie błotem ochlapał taki byl szybki.
zawsze hol zmęczy rybe,ale czy aż tak żeby nie przeżyła?
dobry artykuł-5 (2009-06-03 19:56)
u?ytkownik7463u?ytkownik7463
0
Może gdyby żyłka była nieco grubsza szczupaka udałoby się szybciej wyholować i nie odniósłby takiego uszczerbku na zdrowiu. Skoro to nie był pierwszy raz tylko kolejny wiedziałeś że taka sytuacja się może zdarzyć. Wiem że duża ryba może wziąć wtedy kiedy się tego nie spodziewamy dlatego ja zawsze stosuję grubsze żyłki żeby w razie co nie męczyć ryby półgodzinnym holem. Zaznaczam też że nie biorę wędki na ramie i na wydrę też nie ciągnę. Za ważny temat który poruszyłeś 5 (2009-06-03 20:19)
Grzegorz_MikGrzegorz_Mik
0
Bardzo fajny artykuł w którym podjąłeś temat wart dyskusji i zastanowienia się nad problemem . Mam jednak bardzo mieszane uczucia co do opisanego postępowania z wyholowanymi rybami . Moim zdaniem jeżeli ryba ma odzyskać wolność powinna uzyskać ją w jak najlepszej formie i kondycji . Jestem przeciwnikiem sesji zdjęciowych z rybkami które mają uzyskać wolność . Nie należę do tych którzy wypuszczają wszystkie złowione ryby bo uważam że każdy z nas ma prawo zabrać parę rybek na małą smaczną kolacje dla rodziny ale gdy mam zamiar darować rybie życie staram się jeżeli jest to możliwe uwolnić ją bez wyjmowania jej z wody a jeżeli jest to niemożliwe wpuszczam rybkę do wody zaraz po wypięciu z haka . Na ogół nie mam z tym problemu bo spinninguje brodząc w wodzie . Łowiąc z łodzi też nie zawsze aby wypiąć rybę trzeba wciągać ją do łodzi . Długotrwały i wyczerpujący hol na pewno mocno nadszarpnął siły i kondycję ryby a opisane przez Ciebie w artykule oczekiwanie ryby na uwięzi na sesję zdjęciową i sama sesja zdjęciowa na pewno nie poprawiła kondycji ryby i była tym przysłowiowym gwoździem do trumny . Dlatego może warto zastanowić się czy dla tej fotki warto naraża życie ryby które tak wielkodusznie mamy zamiar jej darować . Może warto było te rybki po wyjęciu z wody uśmiercić aby się nie męczyły i po sesji zdjęciowej po prostu zabrać do domu ? . Moje uwagi nie mają w żadnym stopniu wpływu na ocenę artykułu który jest bardzo dobry i porusza temat który warto by przedyskutować na forum . Za artykuł +5 . Pozdrawiam Grzegorz . (2009-06-03 20:24)
Zbig28Zbig28
0
Do Ja 1 kuba.
----------------
Dzięki za komentarz, ale chyba nie zwróciłeś uwagi na fakt, że odnoszę się wyłącznie do opisanych przypadków, kiedy to moim celem połowów były wyłącznie okonie. Wtedy zawsze używam żyłek 0.12 lub 0.14. Są wystarczające. Te szczupaki to tzw. przypadkowy przyłów. Nie miałem zamiaru ich łowić, nie stosowałem więc odpowiedniego sprzętu. Wierz mi, gdy moim celem są szczupaki, sandacze, bolenie i inne większe ryby zabieram kije i linki pozwalające na dużo szybszy, bardziej siłowy hol. Stosuję też wtedy odpowiednie przypony, wabiki i inne akcesoria. Wtedy nie mam wyżej opisanych dylematów.

Do Grzegorz_Mik.

Grzesiu !
Aby wypiąć dużego szczupaka z wabika trzeba najczęściej mieć go w łodzi. Rzadko zdarza się tak, jak wyżej opisanych przypadkach że hak wystaje na zewnątrz i można to zrobić nie wyjmując rybki z wody. (poza tym 97,5cm ). Poza tym, przy większej rybce ciekawość wędkarza - ileż to ona ma centymetrów ? jest trudna do przezwyciężenia. Aby ją zmierzyć muszę ją wyjąć z wody. Do tego lubię mieć fotkę okazem. Gdy mam kumpla na łodzi sesja zdjęciowa odbywa się natychmiast i rybka niezwłocznie wraca wolna do wody. Jednak gdy jestem sam... spróbuj utrzymać w jednej ręce np. 80 cm zębatego ustawiając obraz w aparacie, nastawić samowyzwalacz, nacisnąć migawkę i zdążyć się odpowiednio z rybką ustawić. I to wszystko na kołyszącej się łodzi w krótkim czasie.. Ja takim akrobatą nie jestem.
Proszę, nie traktuj powyższego jako pretensji bądź uwag do Twojego komentarza. Po prostu jest to rozszerzenie moich dylematów i motywacji zawartych w tekście.
Dzięki i pozdrawiam.
(2009-06-03 21:50)
chudy028chudy028
0
Dla ścisłości: Gospodarstwo Rybackie Ruciane Nida podlega pod O/Suwałki. Chyba dwa lata temu (w okresie apogeum mojej i Zbiga28 ofensywy protestacyjnej) w rozmowie telefonicznej suwalski szef obiecał mi stopniową poprawę kultury odłowów na Nidzkim. No i w tym roku coś drgnęło: na wielokilometrowym odcinku nie pojawiły się już w maju dziesiątki instalowanych dotąd corocznie przestaw. Obym tylko nie zapeszył... (2009-06-03 22:42)
u?ytkownik12960u?ytkownik12960
0
Dla ścisłości : Okręgu Suwałki już nie ma...no i zmienił się dyrektor gospodarstwa w Rucianem Nida (2009-06-03 23:20)
chudy028chudy028
0
Brawa za czujność. Nie zauważyłem takiej zmiany na formularzu tegorocznego zezwolenia na połów na jez. Nidzkim i okolicznych, więc dla upewnienia się jutro prześwietlę ten kwit... A zmiana personalna w ruciańskim zakładzie prawdopodobnie symboliczna, bo bodajże jakiś czas temu syn zastąpił ojca. Tak czy inaczej to dobrze, że na stronie ujawniają się sympatycy tych uroczych rejonów. A więc wspólnie chrońmy Nidzkie przed rybackimi szarżami...! (2009-06-03 23:45)
u?ytkownik12960u?ytkownik12960
0
Nie łowię na J. Nidzkim. Z racji tego,że byłem delegatem na zjazd okręgowy dwóch ostatnich kadencji , to znam problematykę. Delegaci z tamtych okolic strasznie pomstowali na temat gospodarstwa i ZG PZW... (2009-06-04 00:15)
Zbig28Zbig28
0
Kolego ! To musimy się we trzech spotkać ! Ja z Chudy028 mamy na temat Nidzkiego i "dzielnie" tam gospodarujących rybaków wiele spostrzeżeń. Od kilku lat walczymy z tą patologią, do której dopuszcza ZG PZW, Jednak myślę, że powinniśmy przenieść tę dyskusję na nasze prywatne podwórko.
Mój adres e-mail : zbigniewadamczyk@op.pl
Mam nadzieję, że się odezwiesz.
Dzięki. Pozdrawiam. (2009-06-04 00:24)
u?ytkownik12960u?ytkownik12960
0
Kolego Zbigniewie. Dopóki nie rozwali się tego "centalnego betonu" , niczego nie zmienimy. Nikt nie pozbywa się kury, która znosi złote jajka. Ale to temat na inną dyskusję... (2009-06-04 00:29)
u?ytkownik12960u?ytkownik12960
0
Jakiś czas łowiłem na Jeziorze Tejstymy. Chyba z 6 lat. Jezioro trudne. Poznawałem je bez echosondy ze 3 lata. W końcu doczekałem się medalowych leszczy i okoni. Mniejsza z tym. Wypatrzyli mnie rybacy. Stawiali tam sieci. Też to przeżyłem. Ale nie darowałem jak zabili agregatem 5 młodych łabędzi. Na samo wspomnienie łzy cisną się do oczu... Nawet ich ciał nie uprzątnęli. O ławicach małych rybek nie wspomnę. Zrobiłem szum. Któregoś dnia znalazłem swoją łódź porąbaną...Pan Bóg nie rychliwy , ale sprawiedliwy jak mawia moja mama. Szlag trafił PGRyb Olsztyn... (2009-06-04 07:53)
Zbig28Zbig28
0
Kolego Mirkli !
Zapraszam na mój blog. Tam można przeczytać o różnych moich działaniach zmierzających do rozwalenia tego betonu, o którym piszesz. Niestety, samo się to nie zrobi. Potrzebne jest działanie wielu ludzi rozumiejących te potrzeby i chętnych do działania połączonych wspólną ideą. Bardzo wielu mamy krytyków, krytykantów, ludzi s pasją walących w klawiaturę kompa, ale jak przyjdzie czas wyborów i rozliczeń tzw. działaczy nie raczą nawet pójść na Walne Zgromadzenie swojego Koła. Bo to, rzekomo nic nie da. Nic bardziej błędnego.
Statystycznie wystarczy 10 zgranych kumpli, aby niemal każde WZ wysadzić w powietrze i dokonać racjonalych wyborów, w tym delegatów na ZO.
No, ale teraz na cztery lata mamy to "z głowy". Beton górą ! (2009-06-04 08:51)
u?ytkownik12960u?ytkownik12960
0
Jest tu wątek na forum "jak rozwalić ten beton". Tak brzmi mniej więcej. Na zjeździe usłyszałem ilu to wędkarzy było na ostatnich walnych, na których wybierano delegatów na zjazd okręgowy. Podam tylko jeden przykład. Koło Olsztyn Miasto; 880 członków a na walnym było 18 ludzi . Jak myślisz , kto był i kogo wybrano ??? A między walnymi tyle się mówi o reformach w związku, o odnowie. A jak przyjdzie czas konkretnych działań, to reformatorów nie ma... (2009-06-04 09:05)
u?ytkownik12960u?ytkownik12960
0
Zajrzyj na ten link ; https://wedkuje.pl/forum-wedkarskie,jak-ruszyc-ten-beton-czyli-xxix-okr,25422,26128 chudy028 już tam wypowiadał się... (2009-06-04 09:07)
Lampard97Lampard97
0
Ale gdzie to było dokładnie...?? W okolicach Warszawy czy gdzieś indziej? (2009-06-04 09:25)
u?ytkownik12960u?ytkownik12960
0
A o co pytasz ? (2009-06-04 09:30)
HermanHerman
0
Fajnie jest wypuszczać ryby... szczególnie, gdy zdecydujemy się wypuścić te duże. Jednakże uważam, że gdy ryba po włożeniu do wody nie jest w stanie wyrwać trzymanego ogona (bo jest za słaba), to jednak należy ją zabrać. (2009-06-04 15:12)
Grzeechu1Grzeechu1
0
Prawdziwy wędkarz :) Ja też 95procent ryb wypuszczam do wody-a w szczególności drapieżniki.Jakby tak każdy brał to co złapał to za kilka lat nie będzie co łowic. A przecież w wędkarstwie chodzi o kontakt z naturą,cóż może by piękniejszego jak słoneczny poranek nad wodą. Szalejące Szczupaki i sandacze po trzcinach,sam odgłos tych pięknych ryb wywołuje dreszczyk emocji,a co dopiero walka z takim przeciwnikiem. Apel do wszystkich-wypuszczajcie ryby,bo nie długo nie będzie co łapac. Pozdrawiam: Grzeechu1 (2009-06-04 19:30)
cuveecuvee
0
Bez wzgledu na to co sie stanie jednak bym puszczał. Celowego odcięcia/zerwania itp. raczej od łowców okazów wymagać nie można - któż z nas sie na to zdecyduje - każdy walczy, aż wycięgnie. Puszczać jednak powinniśmy - wielu okazom jednak się udało - żyją dalej baczniej obserwując co jedzą!
Ja tylko raz miałem potwora na 16-tce, który wyczyniał co chciał, bo zapięty był za ogon - przeżył! Do dziś to czuję, widzę i wspominam! (2009-06-04 20:10)
u?ytkownik4668u?ytkownik4668
0
Witam. Chylę czoła przed wrażliwością Kolegi Zbig28. Proponuję Koledze zgłosić tekst do konkursu wedkuje.pl w dziale ekologia. Jeżeli tak się stanie będę głosował na niego. Pozdro (2009-06-04 20:56)
mapet77mapet77
0
Trafny artykuł dotyczący takiego dylematu. Ja nie wiem co bym zrobił - zerwał zestaw czy podjął walkę. Szacunek dla kolegi Zbig28 za poruszenia tak drażliwego tematu. Z reguły, gdy wybieram się na esoxy to jestem przygotowany na tyle, aby pozwolił wyholowac egzemplarz 4-5kg w maks 2-4 minut (nie zchodzę z wytrzymałości plecionki poniżej 14kg-spinning i 22,6kg z gruntu) Mój największy okaz (94 cm) poddał sie po 4 min walki. Natomiast jedno mogę stwierdzić: nie da się wyeliminowac brań większych drapiezników na zestawy przygotowane dla okonia. Pozdrawiam TomaszG (2009-06-05 00:05)
KaKa13KaKa13
0
To się nazywa wyczynowe łapanie i kunszt w czasie holu takie sztuki. Gratulację i słowa uznania. Mam wrażenie że w waszym kole a konkretnie stronce są jakieś problemy. To już nie pierwszy artykuł i komentarze pod nim świadczące o tym że leży to w gestii jej administratora (2009-06-05 06:58)
u?ytkownik559u?ytkownik559
0
Witam kolego Zbigniewie. Ten artykuł mnie wzruszył. Rzadko komentuję teksty portalowych kolegów z wedkuje.pl. Miałem nawet ochotę po prześledzeniu wielu dyskusji na forum tego portalu, usunąć z niego swój profil. Doszedłem jednak do wniosku, że na tym portalu spotykają się naprawdę wartościowi ludzie. Wielu z nich zaprosiłem do grona znajomych inni mnie zaprosili i tak się to jakoś kręci. To a propos tych wypowiedzi odnośnie tego co się na portalu dzieje). Natomiast co do opisanych przypadków tych nieszczęsnych szczupaków. Ja oczywiście jestem za wypuszczaniem ryb. Na tej zasadzie opieram swoje wędkowanie. Cóż szczupaków szkoda naprawdę. W takiej sytuacji jednak chyba nic nie możemy zrobić poza tym o czym pisał w swym komentarzu jak się nie mylę Łysy wąż. Krótko mówiąc myślę że trzeba przerwać cierpienia ryby. Nic na to nie poradzimy. Te doświadczenia, które kolego Zbyszku opisałeś mogą być dla nas stosujących zasadę ZŁÓW I WYPUŚĆ, bardzo cenna lekcją. Myślę że przydałoby się na podstawie takich obserwacji opracować poradnik dla "wypuszczaczy". Może kiedyś się na to zdecyduje i taki poradnik oparciu o te powyższe doświadczenia i własne obserwacje, których już się tez trochę nazbierało. Dzieki za ten artykuł. Wiele sobie teraz rzeczy uświadomiłem. (2009-06-06 13:33)
DzikuDziku
0
A ja wcale nie jestem zdziwiony że twoje ryby zdechły. Niestety holowanie takich ryb na delikatnym sprzęcie znacznie wydłuża czas walki i powoduje u dużych ryb kwasice mięśni. Takiej ryby nic nie uratuje. Dlatego ja łapiąc szczupaki używam adekwatnego sprzętu do poławianej ryby i staram się aby hol trwał jak najkrócej. łowcy ryb łososiowatych na pewno wiedzą o czym mówię. Moja prośba na przyszłość holuj ryby jak najszybciej i łów je odpowiednim sprzętem, a zaręczam ci że wrócą do wody w znakomitej kondycji. Pozdrawiam (2009-06-11 21:14)
chudy028chudy028
0
Strzeliłeś dziadu obok tarczy - Zbig28 przecież wyraźnie stwierdza, że problem dotyczy sytuacji, gdy podczas finezyjnego łowienia okoni trafia się raptem esox. Mogę więc tylko potwierdzić, że gdy ze Zbigiem penetrujemy spinningami szczupakowe rewiry, to nasze okoniowe kije spoczywają na dnie łódki. (2009-06-12 02:33)
wiferwifer
0
Cała ta dylematowa dyskusja zmierza do popularnego przysłowia wędkarskiego "co na kiju to po ryju" Ostatnio na jednym z mniejszych naszych zbiorniczków spotkałem siedzącego przy kijach miejscowego wędkarza. Po krótkiej rozmowie kategorycznie stwierdził, że łowi dla przyjemności i wszystko wypuszcza dlatego nie zabiera siatki. Odszedłem trochę dalej aby spinningując nie przeszkadzać spławikowcowi. Po jakimś czasie zauważyłem, że gość wyholował jakąś tam rybkę. Z daleka nie bardzo wyglądała na wymiarową - prawdopodobnie był to karpik. I jak myślicie co zrobił? Szybko zapakował do worka i chodu do domku. A że mieszkał niedaleko to za parę minut znowu siedział w poprzednim miejscu. Od razu przypomniał mi się tekst J.Lennona ...czy nie jest On podobny trochę do mnie i do Was?... (2009-06-24 18:02)
wiferwifer
0
Zakwasy... Kiedyś, kiedyś, kiedyś podobnie jak wielu z Was miałem ambicje łowić okazy. A że w Sanie ich nie brakowało więc wszystkie wyprawy poświęcałem poszukiwaniom tych największych, stosując do tego odpowiedni sprzęt. O węglówkach i paprochach mało kto wtedy słyszał. Ustaliłem sobie swoje wymiary i tak np. suma poniżej metra nie zabierałem bo co to za honor pokazać się z taką kijanką. Na jednej z takich wypraw trafiłem po kilkunasto minutowym spinningowaniu najpierw suma 120cm, którego oczywiście zapakowałem do siaty a po następnych paru minutach zapiął się taki niecały metrowiec. Po zmierzeniu okazało się że brakuje mu do mojego wymiaru 2 cm. Cały hol wraz z pomiarem na leżąco na piachu trwał nie więcej jak kilka minut. Wyciągnąłem go ślizgiem z prądem na plażę. Zahaczony był za tarkę więc nie miałem problemu z uwolnieniem. Wypuszczając go do wody robiłem to delikatnym wślizgiem w przykosę. I zadowolony wróciłem do domu. Następnego dnia w moim miejscu siedziało kilku gruntowców, poszedłem więc kilkadziesiąt metrów niżej. Penetrując brzeg w poszukiwaniu szczupaków zauważyłem wyrzuconą przez prąd martwą dużą rybę. Podszedłem - był to sum dokładnie takiej samej wielkości jak mój którego dzień wcześniej wypuściłem. Coś mnie ścisnęło w gardle. Zacząłem go dokładnie oglądać. Po chwili zauważyłem, że ryba ma trochę za dużo wąsów. Z pyska wystawał mu kawałek żyłki. Zakwasy2 - Innym razem złowiłem szczupaka. Miał mój wymiar więc go zabrałem. Przy patroszeniu z przełyku wyciągnąłem żyłkę. Idąc "po nitce do kłębka" dotarłem do żołądka gdzie tkwiła ... kotwica bez przyponu metalowego. Pewnie łowiący zastawił żywca na okonia. To dopiero dylematy :) Ale ile to ma wspólnego z ekologią? hmm... W tamtych czasach o górnych wymiarach też nikt nie słyszał. Ale mam nadzieję, że dożyję czasów kiedy będą one stosowane przez wszystkich. Powyższy art przeczytałem w kontekście konkursu bo widzę że wygra. Jednak zadaję sobie pytanie czy aby jest w temacie? (2009-06-24 18:36)
u?ytkownik26041u?ytkownik26041
0

bardzo dobry artykul ciekawy temat po ruszyles duze rybu pod czas cholu wkladaja w walke cala swoja energie i duzo ryb niestety zdycha z wyczrpania prawda jest okrutna

(2010-07-27 18:56)

skomentuj ten artykuł