ślicznocha - zdjęcia, foto - 8 zdjęć
Łażąc po moim ukochanym Ursynowie zajrzałem niby przypadkiem do ulubionego sklepu wędkarskiego. Jakieś ple ple i gadu gadu z właścicielem oraz spojrzenie na wystawę zaowocowały zakupem kilku woblerków. Ot, takich maleństw mogących się przydać na marcowe i kwietniowe wędrówki w celu bliższego spotkania jazi lub kleni.
Późnym popołudniem, pisząc e-maila w innej sprawie do Łysego Węża, nie omieszkałem się tym pochwalić. Przy okazji wyraziłem tęsknotę za wędrówką ze spinningiem brzegami: może Wisły, Wkry lub np. Bzury....
Połknął haczyk...!
Około 20.30 zadzwonił ! On też wyraża tęsknotę za rybkami i przedstawił konkretną propozycję : wieprzańskie pstrągi na Zamojszczyźnie.
Licencje? Nie ma problemu. Już umówił nas na 7.00 we Frampolu. Tam je wykupimy i uzyskamy niezbędne informacje.
Cóż, po krótkiej rozmowie, przygotowałem kijaszki i coś do nich, żonka zrobiła kanapki i przygotowała termos. Zaległem na godzinkę do pościeli i ... ustawiony na 2.15 budzik już nie musiał dzwonić. Zasnąć nie mogłem. Tak rozpocząłem dzień swoich imienin - Zbigniewa
Kamil był punktualnie o 3.00, a już o 6.30 byliśmy we Frampolu. Po załatwieniu formalności z licencjami przejechaliśmy jeszcze kilkadziesiąt kilometrów i nareszcie dotarliśmy do interesującego nas odcinka rzeki Wieprz.
Wbiłem się w pożyczone od Kamila neoprenowe śpiochy. Niestety, przesadziłem z ich wypełnieniem na stopach. Grube, wełniane skarpety i filcowa wkładka do kaloszy spowodowały, że po godzinie stawiałem kroki jak pokraczny Bourvil na szosie, w pamiętnej komedii pt. Wielka Włóczęga. Bez czyjejś pomocy bym ich nie zdjął, tak ściśle opinały mi stopy, które szybko spuchły.
Wieprz, na tym odcinku, w porównaniu ze znanymi mi rzekami, jest ich miniaturką. Ale śliczną miniaturką. Pięknie wije się pośród lasów, pól i położonych nad jej brzegami miejscowości. Czysta, niegłęboka, z niespecjalnie szybkim nurtem woda zachęcała do łowów.
Jedynie liczne śmieci na brzegach wprowadzały pewien dysonans w ten urokliwy krajobraz.
Na pierwszej miejscówce zaległem na śniegu i przygotowałem kilka wobków. Należało zlikwidować zadziory na kotwiczkach, gdyż tego oczekują i wymagają od wędkarzy gospodarze łowiska. Potem zacząłem je kolejno testować. Trudno się rzucało w zadrzewionym i zakrzaczonym terenie kijaszkiem 2.85 m, jednak wiele lat doświadczeń przydało się i tutaj. Najczęściej stosowałem rzut spod.... no, tego, co kojarzy się z fermą drobiu. Później pozwalałem wobkowi spłynąć z nurtem i wachlarzowato macałem łowisko. Bez efektu. Przeniosłem się kilkadziesiąt metrów w dół rzeki. Tu było nieco głębiej. Już w pierwszym rzucie pod koniec ściągania coś energicznie łupnęło. Kilka podwodnych młynków, błysk rybiego boku i … luźna żyłka. Zdumienie,zaskoczenie, radość i zapewne tzw. kocia mina to efekty tego branka. Nawet nie wiem, cóż to za mieszkaniec rzeczki zainteresował się moją przynętą. Pstrąg ? Lipień ?
Wyzwolona adrenalinka i zwielokrotniona nadzieja na jeszcze, nakazały pełne skupienie. Dałem telefoniczny cynk Kamilowi : są, zagryzł, uważaj... złoty wobek itp.
Mimo zmiany przynęt : wobki, obrotówki i gumki, nic w tym miejscu już się nie działo. W następnym też nie, w kolejnym pusto, jeszcze innym też zerówa... I tak przez trzy godziny. Nożyska już bolą, plecy domagają się wyprostowania a flaczyska dorzucenia do pieca...
Przyspieszyłem, dogoniłem Łysego Węża za kolejnym zakrętem rzeki, przysiedliśmy na pieńkach i pożerając kanapki popijane herbatką dzieliliśmy się wrażeniami.
Ten „mięsiarz” oczywiście wyjął kilka pstrągów i miał puste brania !!!
Zdołował mnie całkiem. Całe szczęście, że nie były wymiarowe, bo pewnie w desperacji przegryzłbym mu wędkę zakąszając woblerem !
Po tym krótkim odpoczynku znowu wobki poleciały do wody. I znowu to On cieszył się pstrążkami. U mnie kompletna kicha. Na tym odcinku rzeki łowiło się łatwiej. Mniej krzaczorów i drzew umożliwiało bardziej precyzyjne rzuty. Ale co z tego ?
Około 13.00 postanowiliśmy zmienić miejsce na polecane nam przez jednego z kolegów. Dzięki „cudownemu” oznakowaniu dróg, kręcąc się autem, jak to osławione coś w przeręblu, wylądowaliśmy oczywiście gdzie indziej. Ale rzeka jest ? Jest ! Co prawda jeszcze węższa, ale równie urokliwa. No to do roboty.
Oczywiście pierwszy pstrąg przykleił się do Kamila. Drugi też wybrał Łysego. Kurcze ! Przecież ja też nie jestem już specjalnie zarośnięty... Ohydna rzeka, beznadziejna pogoda, paskudne drzewa, porąbane bobry, na kiego grzyba to wstrętne ptaszysko drze dziób w zaroślach, jak się wysikać w śpiochach... Wszystko mi przeszkadzało !
W tym „miłym” nastroju dotarliśmy spinningując do czerwonej tablicy oznajmiającej teren Roztoczańskiego Parku Krajobrazowego. Tam już łowić nie można. Nareszcie ! Koniec tej gehenny ! Koniec z drażnieniem mojej ambicji przez towarzyszącego mi „mięsiarza” ! Koniec z zapadaniem się za kolana w błoto i śnieg ! Koniec z przedzieraniem przez krzaczory ! Koniec pocenia się w neoprenowych śpiochach ! Koniec, koniec, koniec... Jeszcze tylko ze trzy kilometry do autka. Rany, jak ja za nim tęskniłem ! Kochane autko...Te miękkie fotele, nareszcie sucho, kojąca muzyczka... Perspektywa kilkugodzinnej podróży do Warszawy wydawała się drogą do Ziemi Obiecanej.
Ale zanim wróciliśmy do autka, po drodze dla złapania tchu robiliśmy krótkie przerwy. Oczywiście rzucając. Trafiłem w miejsce, które już wcześniej dokładnie obłowiłem. Karpa, po niegdyś rosnącym tu dużym drzewem, wymuszała na nurcie lekkie zwolnienie, tworzyła fajne zawirowania, było tu nieco głębiej...
Puknął w pierwszym rzucie... To cudowne drganie kijaszka, te młynki, dwa wyskoki nad wodę...
I to zdumione spojrzenie mi w oczy, gdy już miałem Go w ręce... Złowiłem już sporo pstrągów z Dunajca i Popradu. Ten jednak był najpiękniejszy ! Niewymiarowy, ale co to ma za znaczenie..?
Mniejszy od tych Kamilowych..Cóż z tego... Ale mój !
Kilka szybkich fotek i buziak zakończyły naszą krótką, ale niezapomnianą znajomość.
Przed zmierzchem ruszyliśmy do domu. Po drodze zatrzymaliśmy się w karczmie nazwanej BIDA !
Sugerowałem Kamilowi, że to chyba nie najlepszy pomysł. Skoro Bida, to pewnie nas nieźle oskubią. Trzeba przecież walczyć z biedą ! Mimo to weszliśmy. Zapachy zwalały z nóg. Kamil przymierzył się do golonki z rusztu, ja zaś zdecydowałem się na tradycyjnego schaboszczaka. Nie uwierzycie co mi przynieśli. Na olbrzymim półmisku, na górze frytek leżał kotlet gabarytami zbliżonymi do stadionu piłkarskiego ! Takiego w życiu nie widziałem, a moje prawie sześć dych na liczniku i częste podróże są pewnym doświadczeniem. Mimo, że był smaczny i popchnięty piwkiem z beczki, nie zmieścił się w moim głodnym żołądku. Polecam tę karczmę, ale bierzcie porcję na dwóch. A i tak pewnie coś zostanie dla pieska. Do tego naprawdę tanio !
W domu byłem ok. 21.40. Szybka kąpiel i wyciągnąłem obolałe kościska w pościeli. Chciałem przed snem „łyknąć” chociaż jeden rozdział ulubionego Hłaski. Nie zdążyłem...Moje chrapanie było ponoć słyszane w całym bloku.
I tak zakończyło się jedno z moich marcowych wędkowań i imieninowe święto.
PS. Pewien znajomy, po wysłuchaniu tej opowieści polecił mi wizytę u psychiatry. Jego zdaniem facet, który dla jednego pstrążka zalicza 720 km w ciągu jednego dnia, do tego będący w słusznym wieku, nie najlepszego zdrowia i jeszcze udający szczęśliwego, nie może być normalny.
Mam go posłuchać ?
Zbigniew Adamczyk
Zbig28
( Materiał zgłoszony na konkurs wedkuje.pl )
Autor tekstu: Zbigniew Adamczyk
arturartur | |
---|---|
Opowiadanie oraz fotki bardzo ładne . Dalej jest aktualne to co napisałem wcześniej . Znajomemu powiedz że nie wszyscy mogą być normalni !!!!!!! Pozdrawiam i czekam na następne . Udanego następnego wypadu . (2010-03-24 07:41) | |
2780plox | |
Absolutnie nie wolno Ci go posłuchać. Nie tylko Ty masz ten "słuszny" wiek. Mnie też coraz bardziej męczą ulubione spiningowe wyprawy. A dopiero w tym roku zamierzam rozpocząć przygodę z kropkami. Tak więc życzmy sobie zdrówka i nie dajmy młodszym poznać, że się szybciej męczymy.(te kilometry robią wrażenie). Pozdrawiam. (2010-03-24 10:30) | |
u?ytkownik1117 | |
super, poprostu super ............... (2010-03-24 11:25) | |
kaban | |
Co do wieku wydaje mi się nieważny a liczą się tylko chęci.Należę do tej tzw. grupy nienormalnych(a może właśnie odwrotnie) i całkiem dobrze się z tym czuję.Pozdrawiam wszystkich nam podobnych. (2010-03-24 11:57) | |
u?ytkownik31340 | |
Super !! Jak to mówi moja żona całe życie z wariatami . My z kolegami też robimy czasami po 500 km poszukując po całej Polsce miejsc gdzie można połowić kropkowańce . A propo to przy wypływie Wieprzy z parku narodowego padł nieoficjalny rekord Polski potokowca . Dla mnie oczywiście 5 . Pozdrawiam gorąco. (2010-03-24 11:57) | |
u?ytkownik31907 | |
sam jestem z roztocza i tez jestem chory na kropki. 5 roztocze jest piekne (2010-03-24 12:23) | |
adler | |
Też mam nieodpowiedni pesel , tak twierdzą pracodawcy ( czytaj za stary ) , żona mówi ONI MUSIELI BY CIĘ WIDZIEĆ NA WĘDKARSKIEJ WYPRAWIE toby oprzytomnieli . Mimo że już mnij niż kiedyś to nadal odwala czasami pozytywnie jak nam większości . Gratuluję Wam HARTU i WYTRWAŁOŚCI . Ucieszył i podbudował pozytywnie mnie Twój wpis gratuluję za to i za całość . ***** Pozdrawiam . (2010-03-24 12:27) | |
lukasso | |
Zmęczony ale szczęśliwy, na tym właśnie polega sport zwany wędkarstwem. Bardzo fajna przygoda, piękne ryby, dobre fotografie, ciekawy tekst. Jak dla mnie to ***** (2010-03-24 13:53) | |
u?ytkownik18880 | |
Liczy się co Pan przeżył a nie 720 km i jedna rybka, porady psychiatry też można rzucić za psem bo dla prawdziwego wędkarza nie ma nic lepszego niż miło spędzić czas i na dodatek najeść się do syta GRATULACJE (2010-03-24 14:12) | |
zegar | |
Zbyszku jak nie teraz , to kiedy masz jeździć na rybki. Chwytaj życie ostro i wyduś z niego co się da. Wspomnienia z tych wypadów nie zastąpią Ci czytanych artykułów na temat wędkarstwa. Pozdrawiam... (2010-03-24 15:08) | |
Ash dEvil | |
Brawo ze mimo wieku nadal utrzymujesz tą ciężka dyscyplinę jaka jest wędkarstwo spiningowe. Na dodatek jeszcze w takich warunkach pogodowych. Gratuluje wytrwałości. (2010-03-24 16:14) | |
tomasz123 | |
witam , malutka ta zdobycz , ALE ZA TO JAKA PIĘKNA, pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów, za artykuł 5 (2010-03-24 16:40) | |
karoltsu1 | |
Najlepsze życzenia imieninowe. Prezent już dostałeś kolego od losu w postaci Kropka.Niejeden (w tym ja) zazdrości Ci takiego prezentu.Piszesz z dystansem do Siebie,i to Mi się podoba,taka postawa.Wyprawa super opisana,zdjęcia fantastyczne,relacja rzetelna-byłbym hipokryto dając mniej niż 6******.Pisz,pisz-z pewnością zastąpisz (jeśli to możliwe) Swojego towarzysza wyprawy.Pozdrowienia dla Was dwóch. (2010-03-24 17:42) | |
hubi | |
Witam super Zbigniew wszystkiego najlepszego opis super wyprawa widać też cóż chcieć więcej,za wpis oczywiście pięć gwiazdeczek i pozdrawiam. Ps.pozdrowienia dla Kamila. (2010-03-24 18:11) | |
u?ytkownik13410 | |
Zazdroszczę, kurcze zazdroszczę!! :D Ludzie oceniają takie wyprawy pod względem "opłacalności mięsa" znam to z autopsji. Ostatnio wujek mi wyliczał ile kilogramów ryb mógłbym kupić za to ile wydałem na sprzęt i zezwolenia od kwietnia zeszłego roku. Niestety jednak MY (wędkarze) patrzymy na to pod innym kątem- możliwość odwiedzenia tak pięknej krainy, spotkanie z kolegą w miłych okolicznościach, próba zmierzenia się z naturą to coś co nas ciągnie nad wodę- choćby była na drugim końcu świata :) Poza tym brakowało mi na tym portalu opowiadań z Kamilem w jednej z głównych ról. Jednak ten artykuł utwierdził mnie w przekonaniu, że wszystko u niego ok, a zajawka na wędkarstwo w żadnym stopniu z niego nie zeszła :)! Gratuluje Panowie, być może i ja niedługo będę mógł pochwalić się jakimś pstrążkiem, choćby najmniejszym. 6 (2010-03-24 19:05) | |
ponikwoda | |
Miło przeczytać artykół o moich ulubionych stronach. Wszystkim polecam nie tylko wędkarzom. Roztocze jest naprawde extra. Super lasy a w nich cudowne grzyby. Okolice miejscowości Susiec, Majdan Sopocki Biłgoraj a przy nich słynne szumy na Tanwi to bajka. Polecam też wycieczkę pieszą wzdłóż umocnień z okresu i II wojny światowej tzw. Linia Mołotowa jest naprawdę co zwiedzać i miło aktywnie spędzić czas. Nieżle rozwinięta baza noclegowa. A na temat karczmy Bida na trasie Lublin-Warszawa i wielkości serwowanych tam posiłków krążą legendy i wcale nie ma w tym przesady. Jedną porcją mogoą się najeść dwie dorosłe osoby. Za artykół daje 5***** i powtarzam że nawet po jednego złowionego pstrąga warto przejechać 800km. Pozdrawiam. (2010-03-24 19:26) | |
u?ytkownik10857 | |
Po lekturze Kolegi przygody można tylko chcieć nad wodę. Fajnie opisana wyprawa prawdziwego pstrągaża.Choć spóźnione, ale szczere życzenia dalszych sukcesów.Ocena? Nie może być inaczej jak *****.Pozdrawiam. (2010-03-24 19:35) | |
loli_83 | |
Jak najbardziej 5*. Świetny tekst. Pozdrawiam (2010-03-24 19:50) | |
zbigi13 | |
Super przygoda chętnie sam bym się na taką wybrał. Bardzzo lubie wyprawy na ryby zwłaszcza te dalsze.Życze dużo zdrowia i wielu kolejnych takich wypraw:) Za tekst oczywiście 5*. (2010-03-24 20:12) | |
Sebastian Kowalczyk | |
Wszystkiego najlepszego :) Ale wam zazdroszczę… A pasza w Bidzie faktycznie zacna :) (2010-03-24 20:26) | |
piotrek68 | |
Nic tylko pogratulować tak miło spędzonego czasu,a rybki cóż raz gryzą lepiej raz gorzej,a wrażenia z wyprawy pozostają i to jest najważniejsze.Pozdrawiam serdecznie!Oczywiście daję 5*****!! (2010-03-24 21:31) | |
maksymilian 42 | |
Za całość przygody piątal , a co się tyczy restauracji to ta nazwa 'Bida" nie oznacza że tam można bidnie zjeść ale jest bida aby to zjeść,pozdrawiam maksymilian 42 (2010-03-24 21:47) | |
u?ytkownik30478 | |
Wspaniała sprawa panowie , 5***** Wszystkiego najlepszego!!!!!!!!!!!! (2010-03-24 22:58) | |
glizda | |
Wszystko ładnie ,tylko czemu jak klikam na ten wpis pod konkursem no wyskakuje coś i nie mogę wejsc ...musiałem znalezc ten materiał inaczej zupełnie .Kto to miał się domyslic.Oczywiscie takze zostawiam 5.I wielu udanych wypraw zyczę (2010-04-02 19:43) | |
jajaca | |
Jasne, że 5 za opis, wyprawy zazdroszczę, bidę znam i polecam to prawda, że dorosły facet powinien zamawiać tam pół porcji. Ale wracając do wyprawy niby nic specjalnego, ale ty to potrafisz tak to opisać, że każdy z nas by chciał być na twoim miejscu, żeby nogi puchły, plecy bolały, kichy grały, zero brania, zimno głodno i do domu daleko a każdy by chciał. Musze zmartwić twojego kolegę takich wijatów jest więcej a będzie jeszcze więcej. (2010-04-10 22:32) | |
u?ytkownik70140 | |
5 (2013-05-19 19:39) | |