Okoń „na spławik”




  • konto usunięte




Okoń

Okoń „na spławik”


Historia ta miała miejsce bardzo dawno temu, kiedy jeszcze byłem dzieckiem.
Mieszkałem w bardzo pięknej, malowniczej, nadwiślańskiej miejscowości. Rodzice wraz z dziadkami prowadzili niewielkie gospodarstwo. Na wakacje do babci przyjechał mój kuzyn.
Każdego wczesnego ranka wstawaliśmy równo z dziadkiem. Wraz z nim chodziliśmy nad Wisłę aby wypędzić krowy na pastwisko. Za każdym razem pakowaliśmy plecak pełen kanapek i kompotu i braliśmy ze sobą wędki. Naszym celem było wędkowanie na niewielkiej starej Wiślanej łasze. Zbiornik owalnego kształtu długości około 100 metrów i szerokości około 30 skrywał w sobie piękne okazy ryb różnego gatunku.

Ten dzień jak każdy inny z tych wakacji był gorący i słoneczny. Wstaliśmy wcześnie rano. Kiedy dziadek przygotowywał krowy my w tym czasie robiliśmy kanapki i wlewaliśmy kompot do butelek. Już sama droga nad Wisłę była wspaniałym przeżyciem. Poranny śpiew ptaków, łąki spowite mgłą na którą padały pierwsze promienie słoneczne na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Zaraz po dotarciu nad wodę rozłożyliśmy wędki. Chwilę później nastąpiły pierwsze brania. Naszym łupem najczęściej padały niewielkie karasie srebrzyste. Czasem piękne płocie, liny i złote karasie. Nasze zdobycze nierzadko przyprawiały o zazdrość bardziej doświadczonych wędkarzy, którzy czasem pojawiali sie nad tą łachą.

Słońce unosiło się coraz wyżej i wyżej a brania ustawały. Zdecydowaliśmy że za chwilę zbieramy się do domu. W siatce było kilka dorodnych „patelniaków” – tak nasz tata mawiał na sztuki wielkości dłoni dorosłej osoby.

Zwykle zarzucaliśmy zestawy tuż przed pasem liści grążela. Tym razem z powodu braku brań chciałem zarzucić na środek zbiornika za pas grążeli. Wziąłem duży zamach i.... zestaw wylądował na samym początku pasa liści. Niestety haczyk wbił się w liścia. Podszedłem jak najbliżej mogłem i próbowałem uwolnić zestaw machając szczytówką wędki z góry na dół. Kiedy tak zmagałem się z zaczepem spławik za każdym machnięciem spadał do wody i unosił się nad nią ciągle pluskając.

Nagle spod liści jak strzała wystrzeliła wielka ryba rzucając sie na pluskający się spławik. Na swoim zadaniu byłem tak skoncentrowany że ten atak nie lada mnie wystraszył. Tak że odskoczyłem w tył szarpiąc wędką za plecy. Z krótkiego szoku pomogło mi wyjść szarpanie za wędkę. Spojrzałem a zestaw nie siedział już w liściach a krążył zanurzony głęboko w wodzie. Takich emocji i przypływu adrenaliny nie doświadczyłem jeszcze nigdy. Cały drżałem i nie mogłem wydobyć z siebie słowa. A ryba którą próbowałem przyciągnąć do brzegu ani myślała sie poddać. Po głowie zaczęły mi chodzić czarne wizje że jeśli jej szybko nie wyciągnę to spławik wypadnie rybie z pyska i ją stracę. Po chwili ryba zaczęła słabnąć i dała się doholować do brzegu. Pierwszy raz widziałem ten gatunek ryby. Była piękna. Najpiękniejsza ryba jaką do tej pory widziałem. Mocno czerwone płetwy i ciemnozielone pasy w poprzek ciała. Wtedy jeszcze nie znaliśmy okonia. Zapięty był haczykiem za pysk od dołu.

Okoń nie był ważony i było to dawno temu ale sądzę że miał około kilograma. To był chyba jak do tej pory jeden z najciekawszych przyłowów i historia której nigdy nie zapomnę.

 


3.8
Oceń
(26 głosów)

 

Okoń „na spławik” - opinie i komentarze

skomentuj ten artykuł