Ostatnia wyprawa na karpie

/ 2 komentarzy / 14 zdjęć


Karpiowe ostatki

26 października o godzinie 9 byłem już na stawie Balaton w Krośnie. To była chyba jedna z ostatnich moich wypraw na karpie w tym roku. A może jednak nie...? Zobaczymy jeszcze, przez zimę tak jak zawsze muszę wziąć się za naukę. Ale zostańmy przy wyjeździe na Balaton. Ostatni raz byłem tam z Bartkiem w lipcu (jak dobrze pamiętam). Udało nam się wtedy złowić trzy karpie. Był wtedy upalny dzień. Nie były one duże - od 39 do 47 cm. Wszystkie wzięły na kukurydzę, w niedużej odległości od brzegu. Taką też taktykę obrałem tego dnia. Kukurydza i jakieś 35 - 45 metrów od brzegu. Nęciłem mieszanką zanęty sklepowej i zrobionej w domu.

Przy pobieraniu zezwolenia od strażnika dowiedziałem się, że dzień wcześniej łowisko było zarybiane karpiem. Ale nie ucieszyła mnie ta wiadomość. Wiem, że karpiowi trzeba nawet kilka dni, żeby dobrze poczuł się w nowym akwenie, rozpłynął się po stawie i w końcu zaczął intensywniej pobierać pokarm. Sądziłem, że jak na razie powinny one pływać w ławicach po kilka sztuk. Dopiero za kilka dni rozpłyną się one po stawie. Jeśli trafiłbym w taką ławicę złowiłbym pewnie kilkanaście ryb... Ale żeby tak było trzeba bardzo dobrze znać łowisko oraz mieć wiedzę w jakich miejscach gromadzą się karpie zaraz po zarybieniu. Lub po prostu mieć szczęście...

Wybrałem zacienioną miejscówkę. Na początku myślałem, że będzie to zły wybór. Kierowałem się tym, że nie łowił tam nikt. Brzeg był cały pusty. Nie lubię, gdy jest ciasno i trzeba rzucać dokładnie przed siebie. Zazwyczaj rzucam jedną wędkę daleko do przodu, a drugą bliżej, ale skosem od swojego stanowiska. Zazwyczaj jest to dobra taktyka, ponieważ łowię ryby przebywające daleko od brzegu i te, które przebywają bliżej brzegu. Jeśli przez pół zasiadki na jednej wędce nie mam brania, a na drugiej są zmieniam taktykę i dwie wędki lecą w kierunku żerowiska ryb.

Zarzuciłem swoje zestawy do wody. Na włosy założyłem kukurydzę. Zacząłem rozkładać swoje stanowisko. Podczas rozkładania krzesła usłyszałem terkot wolnego biegu. Pierwszy odjazd! Ryba cały czas ucieka. Zacinam. Ale cisza! Jak to możliwe?! Zaciąłem przecież podczas odjazdu... Widocznie haczyk źle ułożył się rybie w pysku i przy zacięciu po prostu wypadł. Od następnego sezonu zaczynam stosować pozycjonery. Takie jest moje zimowe postanowienie.

Pierwsze branie zmarnowane. Na szczęście godzinę później (10:30) kolejne branie na tej samej wędce. Zacinam i tym razem czuje charakterystyczną dla karpia walkę. W końcu! Ryba chwilkę walczyła i w końcu dała się wprowadzić do ustawionego na płytkiej wodzie podbieraka. Karp ma 36 cm. Oczywiście jest cały w zielsku. Dlatego trzeba używać tutaj grubych żyłek, ponieważ karpie często wyciągane są tutaj z najróżniejszą "zieleniną".

O 11:25 po dynamicznym odjeździe poczułem silniejszą rybę. Karp ładnie walczył od samego początku.. Kilka razy udało mu się nawet wyciągnąć moją 8 kg plecionkę fluo z kołowrotka. Ale wyciągnął niewielki odcinek. Miałem założony przypon strzałowy, więc żyłka na pewno rozciągała się, gdy karp nie wyciągał plecionki z kołowrotka. Musiałem uważać, żeby nie wpłynął w bardzo gęste zbiorowisko roślin, które było niedaleko niego. Na szczęście ryba ruszyła w drugą stronę. Przy brzegu próbował jeszcze wyciągnąć trochę plecionki z kołowrotka, ale nie udało mu się to. Podbieram rybę na płytkiej wodzie, gdzie można było zauważyć, że jest ona większa od poprzedniej. Karp mierzy 45 cm i po zrobieniu zdjęcia wraca szczęśliwy do wody.

Później nastąpiła dłuższa chwila milczenia kołowrotków i sygnalizatorów. Postanowiłem tą chwilę wykorzystać na naukę na kartkówkę z chemii. Na rybach mamy odpoczywać. Ale przecież w chwilach, gdy nic się nie
dzieje można przecież pouczyć się, poczytać gazetę, porobić fotki na łowisku i wiele, wiele innych rzeczy. To nie musi być nudne i żmudne czekanie...

Tak oto czekałem na kolejny odjazd do godziny 15. Zaciąłem bardzo silną rybę. Walka, ani trochę nie przypominała walki karpia. Zaciąłem rybę dość mocno. Ryba walczyła prawie przy powierzchni. Miałem ją na wędce jakieś 30 sekund i niestety haczyk wypadł jej z pyska. Podejrzewam, że był to amur, który jak wiadomo ma twardy pysk - dlatego nie udało się go dobrze zaciąć(?). Ale walczył przy powierzchni... No cóż... ciekawe co to było.

Do końca zasiadki nic więcej nie udało się już złowić. Myślę, że to jest bardzo udana zasiadka. Jak już wiadomo karpia o tej porze roku nie jest łatwo złowić, a każda, nawet najmniejsza sztuka cieszy jak 10 lub 15 kilogramowy karp złowiony podczas ciepłych dni.

 


4.7
Oceń
(15 głosów)

 

Ostatnia wyprawa na karpie - opinie i komentarze

pompipspompips
0
Kamil nie lepiej wysondować sobie łowisko i rzucać w wytypowane miejsce a nie przed siebie i w bok ? Przecież nie wiesz gdzie spadnie twój zestaw. Co do pozycjonerów to zdania są podzielone pomiędzy gotowe robaki a rurki termo. Spróbuj też zmienić haki i stosować sztywne łamane przypony. Mogę ci polecić haki typu long shang, rewelacyjnie sprawdzają się z pętlą d-rig na sztywnym materiale z łamanym krętlikiem. Fajna wyprawa pozdrawiam. (2014-11-10 17:13)
kamil11269kamil11269
0
Dziękuję ;) (2014-11-26 18:29)

skomentuj ten artykuł