Taniec pełnego pęcherza

/ 8 komentarzy

TANIEC PEŁNEGO PĘCHERZA.


To była wspaniała Karpiówka 390/3,5 lbs. Kupiłem ją specjalnie żeby targać amury na Połańcu. Sprzedawca bardzo ją zachwalał więc ją łyknąłem. Do tej wakacyjnej wyprawy szykowałem się cały rok . W wielkim skrócie można ją streścić jako 71 godzin 45 minut wlepiania oczu w szczytówkę 15 minut intensywnego podniecenia wywołanego pięknym braniem i holem zakończonym sukcesem.

Połaniec jak to Połaniec, żeby znaleźć interesującą miejscówkę trzeba się porządnie napocić. Ekipy, które tam wędkują i kończą łowienie zwalniają miejsca innym znajomym ekipom wędkarzy, umawiając się na telefon. Z Radomia wyjechaliśmy w nocy w Połańcu byliśmy bladym świtem. Kiedy znaleźliśmy interesujące miejsce okazało się że trzeba je trochę wykarczować. Brzeg był dosyć stromy. Można było, zejść na dół i wędkować z bardzo wąskiego ubitego terenu, ale żeby wrócić na górę trzeba było być wciągniętym prze kolegów na jakimś sznurze. Po przygotowaniu łowiska i rozstawieniu wędek zaczęło się wędkowanie. Naszą przynętą były: białe robaki, czerwone robaki, pinka, kulki proteinowe, chleb, ciasto, mielonka, żółty ser, salceson, słonina, kukurydza, kiełbasa wiejska i jakieś dziwne zmutowane robale wykopane w ziemi (no ale w końcu byliśmy niedaleko elektrowni). Przez 3 dni wyjmowaliśmy same leszcze i jazgarze, które naprawdę nieźle poszarpały nam nerwy. Kilka leszczy miało okazałe rozmiary, ale my przyjechaliśmy po rzeczną torpedę – Amura więc leszczyska lądowały z powrotem w wodzie gdzie mogły do woli zajadać się pyszną zanętą ciskaną przez nas do wody w dosyć dużych ilościach.
Ostatniego dnia wędkowania do naszego łowiska wpłynęły miśki, czyli naprawdę piękne okazy karpia koledzy wyjęli kilka ładnych około 5-6 kilogramowych okazów i mogli w domu pochwalić się swoja zdobyczą. Już zacząłem martwić się, że znowu wrócę do domu z pustą siatą. Po kilku godzinach kombinowania z przynętą i zanętą wkurzyłem się na dobre i postanowiłem złożyć klamoty i zostawić sobie tylko karpiówkę z założonym na szczytówkę dzwoneczkiem. Na całkiem nieduży haczyk założyłem 3 ziarna kukurydzy, napchałem koszyk zanętą pachnącą piernikiem i całość posłałem do wody. W powietrzu wydawało mi się że dwa ziarna kukurydzy spadły z haka, ale nie chciało mi się już wyciągać zestawu z wody. Po tych czynnościach postanowiłem wraz z kolegą uraczyć się ulubionym trunkiem Królowej Anglii Elżbiety – Ginem. Jej królewskie podniebienie przyzwyczajone jest pewnie do jakiegoś wysoko gatunkowego ginu, nam musiał wystarczyć gin lubuski i obity czerwony kubek nescafe. Szło nam całkiem dobrze co można było rozpoznać po seplenieniu kolegi. W pewnym momencie poczułem, że wzywa mnie pierwotny instynkt, który rozkazywał mi odcedzić kartofelki. Wstając do kumpla powiedziałem:

Patrz Rysiu (wszystkie Ryśki to równe chłopaki), jak będę lał to weźmie mi taka ryba, że żadnemu z was się do podbieraka nie zmieści.

Rysio beknął, na znak ze zrozumiał i pociągnął z czerwonego kubka swoją porcję królewskiego nektaru. Ja natomiast udałem się w ustronne miejsce, aby wyjąć na powietrze swojego małego przyjaciela i zrobić co potrzeba. W trakcie pomyślałem sobie, że naprawdę mógłby się zdarzyć mały cud i jakaś fajna rybka mogłaby uwiesić się na haku. Po chwili usłyszałem dźwięk dzwonka.

Za piękne by było prawdziwe, powiedziałem sobie pod nosem.

Lecz dzwoneczek zagrał ponownie swoją melodię i wędka zaczęła się wyginać a potem się wyprostowała. Pomyślałem, że już po herbacie i usiadłem sobie znowu na fotelu, ale cały cza patrzyłem na wędkę w podpórce. Patrzę tak i patrzę i myślę sobie, że chociaż raz w życiu mógłbym mieć branie takiej ryby, żeby wędka się przewróciła. I wtedy to się stało. Wędka jak gdyby nigdy nic przewróciła się na ziemię. Dziwne było to że przy tym wszystkim w ogóle nie słyszałem dzwonka. Koledzy słyszeli, a ja nie. W wyobraźni widziałem już jak wędka zsuwa się ze skarpy i ląduje na mulistym brzegu (cały czas siedziałem w fotelu cała akcja rozegrała się w kilka sekund).Wędka jakbym zadrżała i dostała niewidzialnych nóżek i tyle ją widziałem bo zsunęła się ze skarpy i swoją częścią szczytową wbiła się w muł.

- Archiwum X, pomyślałem

Przez chwilę oparta była dolnikiem o skarpę a potem zsunęła się w bok. Bez namysłu zsunąłem się ze skarpy stanąłem w mulistym dnie i po chwili zapadłem się w mule do połowy ud. Przestraszyłem się, ale złapałem dolnik i energicznie zaciąłem. Jednak zacięcie nie wystarczyło i musiałem kilka razy zakręcić korbką kołowrotka zanim poczułem że coś siedzi po drugiej stronie zestawu. Kiedy kręciłem młynkiem czułem, że to całkiem spory okaz i myślałem, ze to jakiś karp. Hol był ciężki ale dosyć spokojny. Tylko jeden raz rybka odjechała troszkę , ale byłem na to gotowy i pozwoliłem jej odrobinkę bryknąć. Po chwili zobaczyłem go – piękny amurek, mój pierwszy i jak dotąd najpiękniejszy. Podniosłem wędka i wtedy usłyszałem trrrrrrach. Zawsze myślałem, że wędki łamią się na pół, ale ona pękła wzdłuż. Dolnik trzymałem w rękach, a w lewą stronę wygięła się część górna kija. Ponieważ ryba był już całkiem blisko nie przestawałem jej holować złamany koniec wyginał się we wszystkie strony, tak że kilka razy dostałem nim w główę. Hol był ciężki ale sprawny. Kiedy kolego zobaczył, że może mi się udać zsunął się ze skarpy z długim podbierakiem (moim, największym) i po chwili rybka była już na brzegu.

Piękny ponad 12 kilowy amur (jeśli wierzyć mojej starej wadze) był mój, wyciągnięty połamanym kijem, na własnoręcznie zawiązanym przyponie z plecionki( do tej pory kupowałem gotowe przypony). Po wszystkim wyszedłem z mułu kumple wciągnęli mnie z powrotem na brzeg. Musiałem wyrzucić buty i spodnie bo strasznie śmierdziały mułem. Do domu wróciłem w slipach, ale na tarczy i z pięknym okazem Amura. Może to się komuś nie spodoba, ale filety z tego amura były wyborne. Od tej pory chłopaki śmieją się ze mnie i mówią, ze jestem jakimś jasnowidzem. Pytają mnie czy jak pójdą za potrzebą to będą mieli branie. Czasem któregoś nabiorę i mówię, że wydaje mi się że tak, że ryba zaraz weźmie wtedy taki naiwniak czeka zamiast iść załatwić swoją potrzebę i tańczy przy wędce taniec pełnego pęcherza.

 


2.8
Oceń
(39 głosów)

 

Taniec pełnego pęcherza - opinie i komentarze

troctroc
0
Dobrze napisane, z autopsji wiem że coś w tym musi być. ***** i pozdrawiam.
(2011-11-29 19:16)
janek1985janek1985
0
Wspaniała wyprawa i piekna ryba gratuluje no i kolejna przygoda która zostanie na cale życie w pamięci (2011-11-29 23:18)
bednar14bednar14
0
Ładny amurek ale zdjęcie ała..... (2011-12-23 20:44)
Iras1975Iras1975
0
Jak dla mnie to super wpis! Taki "swojski" ;) choć mam wielkie wątpliwości czy to naprawdę przeżyłeś. Mimo to zostawiam ***** (2012-01-15 17:10)
Przemo-77Przemo-77
0
Spis swojski bo na rybach ma być swojsko. Możliwe że troszkę ubarwiłem sytuację, ale wszystko co opisałem naprawdę się wydarzyło.
(2012-01-16 15:49)
Przemo-77Przemo-77
0
Wpis, a nie spis sorry...............
(2012-01-16 15:51)
marcin-matyasikmarcin-matyasik
0
bardzo fajnie napisane :) no i pozazdroscic takiej przygody ryby i ekipy  leeki szok ze tak potrafi wedzisko peknac
(2012-06-03 11:22)
u?ytkownik70140u?ytkownik70140
0
5 (2013-05-10 15:21)

skomentuj ten artykuł