Wakacyjna przygoda

/ 1 komentarzy / 4 zdjęć


Od 11 lipca do 15 miałem zarezerwowane  domek w Hoczewie. Muszę przyznać, dobrze wyglądały jego zdjęcia na  stronie internetowej. I tak było w rzeczywistości. Domki fajne, stawy  obok nich jeszcze lepsze.


Pierwszego dnia (11 lipca - czwartek) na miejsce przyjechaliśmy około godziny 14:00. Właściciel trochę opowiadał o domkach, aż w końcu przeszedł do stawów: w pierwszym stawie miały być
liny - i to dość sporo, w drugim dwa duże amury i dwie tołpygi oraz chyba sum, a w ostatnim, trzecim stawie mieszkały pstrągi tęczowe. W pierwszym momencie pomyślałem, że najłatwiej będzie  złowić lina, ale jak się potem dowiedziałem nie jest to łatwe. Jest ich  tam dużo, ale pływają już tam 6 lat. Czyli są duże i może już doświadczone. Będzie trudno, ale spróbujemy. Szybko wypakowany plecak w  pokoju i nad wodę! Nie było tak łatwo. Nic nie brało, chyba, że do brań  zaliczamy ukleje. Za dużo jest tam drobnicy - taka prawda. Tata zaproponował pójście na pstrąga. I nie był to zły pomysł. Pierwszy rzut  na błystkę, puknięcie. Drugi, na brzegu melduje się tęczak 29 cm. Kolejnym złowionym pstrągiem była trzydziestka-czwórka. Niestety kilka razy coś większego odjechało na hamulcu, zaplątało się w wodną roślinność i zerwało dwie błystki. Dodam, że ten pstrąg (34 cm) uderzył na woblerka firmy Daiwa, a dokładniej model Shiner 6cm , który jest (niby) dobry na okonie i szczupaki. Tylko tyle, że te pstrągi brały na wszystko co się im podrzuci. Sąsiad próbował łowić na 12 centymetrową gumę! I brania były takie jak na te mniejsze przynęty, czyli dobre.

Drugi dzień (12 lipca - piątek) - oj tego dnia długo nie zapomną, a to dlaczego? Zaraz napiszę. Rano wędkowałem na pierwszym stawie - bez efektów. Potem koło godziny 12 zaczął padać ulewny deszcz, lecz gdy się wypogodziło wziąłem sprzęt i zasiadłem z gruntem i ze spinningiem w ręku na stawie nr. 2. A to dlaczego? Panu mieszkającemu obok naszego domku zerwał się tam szczupak. Wędkę "na grunt" zarzuciłem obok, niedaleko brzegu, żeby mi nie przeszkadzała przy łowieniu spinningiem. Na haczyk założyłem jedno ziarno kukurydzy, a na drugą wędkę poszła sześciocentymetrowa guma. Ze spinningiem cienko, nic nie brało. Odłożyłem go. Siostra przyszła do mnie z prośbą, żeby jej zrobić zestaw spławikowy. Gdy wiązałem przypon do krętlika, sygnalizator zaczął piszczeć. Zacinam, a tu tak, jakbym  ciągnął gałąź. Przecież było branie? Ciągnę dalej, a tutaj przy brzegu  ryba zaczyna walczyć. Parę odjazdów i nad wodę pokazuje się amur. Nie  wiem jeszcze czy jest duży, bo pokazał tylko głowę. Ale głowę miał  naprawdę dużą. Dokręciłem ostrzej hamulec. Amur to wykorzystał.  Pociągnął i zerwał haczyk z przyponu. Szkoda ryby! Rzuciłem jeszcze raz w to samo miejsce, lecz teraz na chleb i kukurydzę. Dziesięć minut  później branie. I tak samo, ryba zaczyna walczyć przy brzegu. Po pewnym  czasie i bieganiu za rybą dookoła stawu (było trochę zaczepów, a ryba  stawiała niesamowity opór) na brzegu ląduje amur 80 cm (10,25 kg). Amura pomógł mi podebrać tata. Krótka sesja zdjęciowa. Specjalnie zaglądnąłem mu do pyszczka. Jest tam mój haczyk, który się wcześniej zerwał!  Wyciągnąłem go i wypuściłem amura. Szybko odpłynął. Po za tym ładnym  zwierzem do końca dnia nie złowiłem nic więcej.

Dzień trzeci (13 lipca - sobota). Tego dnia miałem wstać na ryby o godzinie 6:00. Jednak  plany pokrzyżował mi znów deszcz. Padało, aż do godziny 12 (jak dobrze  pamiętam). Potem rozłożyłem dwie wędki na stawie, gdzie złowiłem dzień  wcześniej amura. Przestało padać tylko na chwilę. Zostawiłem wędki na  deszczu i "schowałem się" do domu. Nic nie brało. Po południu przyjechał kuzyn i poszliśmy na tęczaki. Kluczem do nich okazał się 4,5  centymetrowe kopytko firmy Relax. Należało je prowadzić bez przerw,  wolnym tempem. Nie można było zmieniać rytmu. Tego dnia złowiłem około  20 sztuk pstrągów, które wróciły do wody. Największy z nich miał 41 cm - moja nowa życiówka.

Dzień czwarty (14 lipca - niedziela). Nie będę  się tutaj rozpisywał, ponieważ tego dnia nie chciały brać nawet ukleje. W niedzielę złowiłem kilka pstrągów, w tym jednego, którego mierzyłem  miał 26 cm - taki pstrążek oraz złowiłem jeszcze płoć - 15 cm. Nic  więcej nie chciało brać.

Dzień piąty (15 lipca - poniedziałek).  Pobudka o 4:40 i o 4:55 byliśmy już nad wodą: ja, tata i kuzyn (tata i  kuzyn łowili za pomocą spławików, a ja "na grunt"). Kuzyn złowił jedną  ukleję. To by było na tyle. Nikt nic więcej nie złapał. Ani nikt nie  miał brania.


Wakacyjny wyjazd na domki El Coyote w miejscowości  Hoczew - Dziurdziów był dla mnie udany. Złowiłem porządnego - jak dla  nie - amura. Udało mi się również złowić kilkadziesiąt pstrągów  tęczowych w tym jeden 41 cm i 37 cm. Tata, który zaczął wędkować w tą  wiosnę, też złowił kilka pstrągów. Dodam, że łowiąc równocześnie spinningiem i gruntem nie złamałem regulaminu, ponieważ nie jest to łowisko PZW. Stawy są właściciela domków.
Takich wypraw się długo nie zapomina. Pozdrawiam Kamil

 


4.8
Oceń
(11 głosów)

 

Wakacyjna przygoda - opinie i komentarze

Lin1992Lin1992
0
Gratuluję udanej wyprawy.***** (2013-08-23 07:59)

skomentuj ten artykuł