Zanęta i przynęta na karpia - zdjęcia, foto - 3 zdjęć
Jest to najpiękniejszy miesiąc w roku 1990 „Maj”, kwitną drzewa i kwitną całe nasze łąki.
Słychać w oddali dzikość naszego otoczenia. Jestem teraz nad jednym ze stawów niedaleko Kamieńca Ząbkowickiego „PILCE” woj. dolnośląskie, są to bardzo stare stawy, jeszcze z przed II wojny światowej. Okolica nad stawami jest piękna , otulona cała dziką przyrodą , porośnięta drzewami o bardzo ciekawej wymowie, wprost zapraszająca do przebywania razem z nią.
O stawach tych wiedziałem , ale nie wiedziałem co mogą te stawy posiadać, jaką kryją tajemnicę?, czego można się spodziewać wędkując w tak pięknym miejscu.
Jestem w tej chwili z wędką spinningową w poszukiwaniu szczupaka, woda jest cicha, powietrze bez wiaterku, nie ma ani jednej ,choćby najmniejszej falki na wodzie. Po rzucie błyskiem na szczupaka do wody?, nagle woda zawirowała z dna zaczęły wypływać trawy wodne wraz z zabrudzoną wodą. Nie, nie, to nie był upragniony szczupak to było coś czego nie widziałem .W myślach moich zaczęło się gotować, cóż to mogło być?.
Zwinąłem moją wędkę spinningową i z zaniepokojoną głową wróciłem do domu. Następnego dnia tuż po pracy pojechałem jeszcze raz nad wodę w utajone miejsce, by sprawdzić to jeszcze raz. Był to zachód słońca. Nie czekałem długo kiedy pokazały się moim oczom wspaniałe piękne karpie, trudno było ocenić ich wagę i wielkość ponieważ znajdowały się tuż pod powierzchnią wody. Dałem sobie teraz spokój, nie byłem przygotowany, wróciłem do domu.
Następnego dnia i przez cały tydzień tuż przed zachodem słońca, codziennie jeździłem w to miejsce, z uprzednio ugotowanymi ziemniakami. Ziemniaki gotowałem starannie aby nie rozgotować, obierałem ze skórki i tłoczyłem małe rolki za pomocą starej strzykawki do zastrzyków. Zanętę z ziemniaków wrzucałem do wody w miejsce które przychodziły wymarzone „KARPIE”.
Po tygodniu intensywnego zanęcania ,zrobiłem jeden dzień przerwy w zanęcaniu i następnego dnia tuż przed świtem wyruszyłem w nieznany mi bój wędkarski – „Bój na Karpia”. Była to niedziela zaczyna świtać, wędkarzy na stawie jest więcej. Zadaję pytanie jak wygląda wędkowanie , czy bierze, w oddali słyszę „Całą noc siedziałem i mam jednego leszcza” – nic nie bierze.
Myślę sobie trafiłem na zły dzień, niema brania. Pomimo tego myślę sobie , no cóż rano wstałem szkoda dnia, rozkładam moje wędki. Jedno wędzisko Belzera dwuczęściowe.druim jest wędka teleskopowa tej samej firmy , odługości 3,60m. Zyłka 0,30mm i przypon 0,25mm. Miejsce gdzie żerowałem przez cały tydzień jest płycizną i nikt tam nie siadał z tego powodu. Przerzuciłem płyciznę że spławik poleciał na głębinę i podciągnąłem go do momentu kiedy lekko się wyłożył , naturalnie na ziemniaczka tak jak żerowałem. Woda tego dnia była lekko falista , czułem lekki powiew wiatru południowego w moją stronę .
Spławik przy lekkiej fali lekko się zanurzał. Rozkładam drugą wędkę i słyszę lekki szum przybrzeżnych liści. Obracam się i widzę szczytówka wygięta a żyłka ucieka z kołowrotka, miałem odbezpieczony. Zamykam kabłąk kołowrotka lekkie przycięcie i po krótkiej chwili, zostałem bez zestawu. Hamulec był za słabo popuszczony. Ręce zaczęły dygotać ,chcąc zawiązać następny przypon, po chwili doszedłem do siebie, zawiązałem przypon, zarzucam jedno wędzisko po nim drugie ,siadam na moim siedzonku i niecierpliwie czekam. Z drugiego brzegu słyszę „Co byyło ale nie ma”.
Trochę czuję się niezręcznie ale uspakaja mnie następne branie. Spławik zachwiał się raz w lewo, raz w prawo i zniknął pod wodą? , przycinam kij wygina się aż do uchwytu i słychać tylko grzechotkę z kołowrotka i świst żyłki. Koledzy z drugiego brzegu wytrzeszają oczy , mówi jeden do drugiego ?,”Popatrz ten ledwo przyjechał już ciągnie porządną rybę ,a my siedzimy całą noc i nic”. Walka trwała jakieś 20 minut ,po tym czasie chwila przerwy. Tryumfalnie słucham pochwał kolegów z drugiego brzegu , i wypytywań na co wziął.
Nieoczekiwanie znowu ta sama sytuacja , jakby powtórka ,spławik znowu zawirował jak poprzednim razem i zniknął po lustrem wody. Przycinka i ???. Jest ,jest następna ryba. Walczy zawzięcie , po wyciągnięciu żyłki już można powiedzieć że to nie mała sztuka. Zacząłem walkę, walczyłem równie dobrze jak za pierwszym razem, i po upływie 40 minut jestem znowu w euforii zwycięstwa , następny karp ląduje w mojej siatce na ryby. Nie ukrywając zadowolenia ,zwinąłem sprzęt i wróciłem do domu .
Materiał zgłoszony na konkurs wedkuje.pl
Autor tekstu: Zenon Sagan