Na poprawę humoru wędkarskiego

/ 11 komentarzy / 4 zdjęć


Piątkowe popołudnie. Wiatr dziwacznie kręci. Ciśnienie lekko się waha. Słońce ściga się z drobnymi chmurami. Dobre warunki dla szybowników, ale… Dzwonię do Kolegi Henryka. Oczywiście, z zadowoleniem, akceptuje propozycję wyjazdu.
Po kilkudziesięciu minutach już jesteśmy w drodze. Komisyjnie, czyli jednoosobowo, ustalamy, że celem naszej wyprawy będzie Wisła, a konkretnie „półka” za Maśnikiem (bliżej opisałem ją w felietoniku „Czar letniej nocy„ Czar letniej nocy? ).
Jest mała, ale jednak, szansa, że będzie wolna. Ryzykujemy.
Droga, jak zwykle, w tę stronę mija bardzo szybko, na pogaduchach; wszak nie widzieliśmy się już parę tygodni. Jest o czym gawędzić. Ponad sto kilometrów śmignęło niezauważone, choć jazda była w zgodzie z przepisami.

Jesteśmy na miejscu. Miłe zaskoczenie. Nasza miejscówka jest wolna. Woda kapitalna. Stan dość wysoki, wręcz wymarzony. Zawsze przy tym poziomie Wisły, w tym miejscu, miałem znakomite efekty. Pogoda też sprzyja. Wiatr się uspokoił (choć w konarach wysokich drzew wciąż go słychać). Ciepło, acz nie parno. Wiślana „struga” zawraca pięknym, dużym na sto parę metrów, spokojnym, głębokim warkoczem. Idealnie.
Picture

„Rozkładamy feederki i do „pracy”. Koszyczki 25gram super zdają egzamin. Tylko tu można sobie pozwolić na rzuty, na odległość kilkudziesięciu metrów, tak małą „masą”, bez ryzyka ściągania przynęty. Na zachętę kilka „plusków” zanęcających i przynęta na haczyk. Wiązka białych i kanapka - śliczny czerwony z kukurydzą.
Prawie natychmiast trzepie na obu wędziskach. Lekkie przycięcia i…pudła.
Kolejne, kolejne i kolejne. Wszystko drobnica. Chwili spokoju. Po dojściu do „wprawy”, „zacinam” kilkanaście małych krąpików, takich po naście centymetrów. O, przepraszam, także jedną uklejkę i dwie dwudziestocentymetrowe płotki.
Picture

Zapada zmrok i nic się nie zmienia. Nic nie pomaga; ani zmiana lokalizacji przynęty, w różne miejsca wspaniałego warkocza, ani „podniesienie” jej gabarytów do prawie „sumowych” rozmiarów. Skracanie i ponowne wydłużanie przyponów też nic nie zmienia. Tylko drobnica szaleje.
Brakło mi cierpliwości. O 23,15 decydujemy się na zmianę „lokalizacji”.
Kolejne trzydzieści kilometrów i zbliżamy się do mojego, ulubionego, przywiślanego starorzecza. Tu to już na pewno będą super efekty.
Dobrze powiedziane. Zbliżamy się! Po dotarciu na miejsce nadzieja prysła.
Pech, diabelny pech.
Dojazd do mojego starorzecza totalnie zarośnięty. Mam, co prawda, porządny sekator w samochodzie, ale jak pomyślę, że mam (po nocy) „siekać” ponad sto metrów olszyn i wysokich chwastów i jeszcze na miejscu stać w wysokich oczeretach, ubrudzonych namułem z ostatniej, wysokiej wody, to mi się odechciewa tej wątpliwej przyjemności. A jeszcze te chmary komarów, które pobudzę. O nie i jeszcze raz nie.
Żal, ale nic nie poradzę. Decyzja, wracamy, ale w pobliże domu, na Kamienną.
Już, w tym sezonie, raz było to „grane”.
O 1,15 jesteśmy na „moim miejscu”. Dwie godziny w „plecy”. No, cóż, tak też bywa. Ciągle trochę żal.
Szybki wędkarski biwak i do „dzieła”.
Przez pierwsze kilkadziesiąt minut – cisza. Nawet puknięcia.
Trwamy w oczekiwaniu. Czyżby i tu się ryby na nas obraziły.
Nie, nie, nie jest tak źle. Jest pierwsze, dość silne szarpnięcie. Leszczyk, ponad trzydzieści centymetrów.
- Przecież dzisiaj miało być bez leszczy!
Trudno. Na bezrybiu i rak ryba. Nie ma co grymasić. Byle była zabawa.
Rybka do wody, czerwony na haczyk i czekamy.
Są kolejne, trzy, podobne leszczyki. Ciut, ciut większe.
Ot, jest i mniejszy.
Czas płynie. Zaczyna się rozwidniać. Dwa czerwone na haczyk ósemkę, umocowaną na przyponie ponad siedemdziesiąt centymetrów. Przy obniżonym stanie wody w Kamiennej, ma się to trochę, jak pies do jeża, ale zobaczymy.
Uderzyło, zgrabnie uderzyło. Czuć moc. Intensywnie pracuje. Tym razem przyda się podbierak. Ładny, złoty leszcz, 54cm.
Picture

Dobre i to. Była odrobina emocji. Ustąpiło poranne ziewanie.
Znów dwie trzydziestki.
Fatalny rzut. Koszyk wylądował tuż pod drugim brzegiem. Dwa i pół metra od stałego, zanęconego poprzednimi rzutami pasma. Daleko poza „uciągiem”.
Mam w nosie. Niech trochę poleży.
- Nie do wiary! Jest pobicie!
Jakieś takie trochę inne. O, opór i praca też inne, jakby bardziej „do dna” i znacznie bardziej „opornie”.
-Powoli. Coś z tego będzie.
Zmierza w moim kierunku. Tak, jest inna rybka. Duża!
- Co to?
Trochę się błyszczy pod lustrem wody. Jakby smuklejsza. Pełnołuska.
Powolutku i smyk, do podbieraka.
Jaż! Śliczny jaż. Pierwszy, tak duży, w tym sezonie – 44cm.
Picture

To na poprawę humoru, po tych nadwiślańskich wpadkach.
Zaczyna siąpić. I tak mi lepiej „w duszy gra”.
Fotka ładnego wojownika, przed powrotem do macierzy, na dowód rzeczowy, motywujący poniedziałkowe, wędkarskie opowieści. Trochę gawędy na jego temat i zbieramy się na śniadanko.
Do zobaczenia za tydzień lub dwa, ale Wiśle nie odpuszczę. Daję słowo, nie odpuszczę!

Tak na marginesie; nad Wisłą, z piątku na sobotę, w obu miejscach, nie było „żywego ducha”.

 


5
Oceń
(32 głosów)

 

Na poprawę humoru wędkarskiego - opinie i komentarze

Zibi60Zibi60
0
Miło się z Tobą wędkuje Krzysiu - takie odniosłem wrażenie, czytając artykuł ! 5* (2013-07-24 09:14)
kostekmarkostekmar
0
No tak też bywa. I mi zdarzyło się zmieniać lokalizację, taka to już nasza dola wędkarza. Dobrze, że chociaż z jakims efektem i graty pieknego jazia. Zostawiam piątala i połamania!!!!! (2013-07-24 12:13)
Zander51Zander51
0
Tak, te zmiany miejsc wędkowania w nocy... Ale jest co wspominać, zawsze to jakieś odmienne przeżycie. Ale ryby jak mają być, to będą... (2013-07-24 17:36)
pawel75pawel75
0
Świetny tekst :) ! No ja w nocy chyba bym się już długo zastanawiał nad zmianą miejscówki nad Wisłą, ale czego się nie robi by dotrzeć do upragnionego miejsca nawet po ciemku ! Gratuluję wyników. Pozdrawiam i ***** zostawiam ! (2013-07-24 17:58)
Zander51Zander51
0
Ja, gdy byłem dużo młodszy i życie wędkarskie toczyłem nocą, to często zmieniałem miejsca. Ale miałem łódź. Niesamowite przeżycie płynąć ciemną nocą rzeką. Nic nie widać , tylko słychać, że coś w trawie piszczy... (2013-07-24 19:15)
Tomek1989Tomek1989
0
Za artykuł daje 5! I mam pytanie do autora:) w jakie okolice jeździcie nad Kamienną?? Rzeka ta przepływa przez moja miejscowość (mieszkam koło Skarżyska) ale powiem szczerze nigdy nie przyszło mi na niej wędkować. Jedynie na zbiornikach zaporowych przez które przepływa. (2013-07-24 19:59)
dunster35dunster35
0
Świetny artykuł . Leszcz i Jaź godny uwagi. Gratuluję 5! (2013-07-24 20:42)
ferozaferoza
0
Zerknij, Kolego Tomku, na mój felietonik "Rzeka Kamienna" (https://wedkuje.pl/lowisko,rzeka-kamienna,47983). Masz, prawie na tacy, miejscówki. Jeśli będziesz potrzebował dalszych szczegółów, z przyjemnością Ci je podam na "poczcie". Zbiorniki, z kolei, jak sam wiesz, to już inna "bajka". Piachy '"Twoje", Piachy "moje", Rejów - po "naprawie", zalewik w Wąchocku, Pasternik, Brody Iłżeckie i pobliskie Wióry ("na Świślinie, Pokrzywiance), Lubianka ("na Lubiance")/dopływy Kamiennej/ mają swój urok, ale i swoje wady. Z rybą i "gospodarką zarybieniową" bywa już różnie; temat rzeka (jak wszędzie). Tłumy Kolegów wędkarzy (szczególnie w dni wolne i gdy "pójdzie hasło - BIERZE!) i grupy "wypoczywające" bywają "pozytywem", lecz nie zawsze. Kamienna (w Obwodzie I), od kilku lat, znów jest łaskawa. (2013-07-24 22:57)
ferozaferoza
0
Zbyszku, fakt, mam kilku Kolegów, z którymi lubię spędzać czas na wędkarskich wyprawach. Mam nadzieję, że oni myślą tak, jak sugerujesz. Jest to prawdopodobne, gdyż nasze wspólne eskapady mają już swoją, wieloletnią historię. Mirku! I ten dreszczyk dodatkowej adrenaliny. Prawda? Tylko "nocna pora" może nam TO przynieść. "Nic nie widać , tylko słychać, że coś w trawie piszczy..." - super to "ująłeś. Pozdrawiam Kolegów; dziękuję za sympatyczne komentarze i oceny. (2013-07-24 23:13)
camelotcamelot
0
A ja tak patrzę na te fotki............. i tak chicho zazdroszczę ........ tej Wisły .....i tej Kamiennej . .......I tak sobie myślę, że ryby można wszędzie , ale tak piękne rzeki to tylko w Polsce .......... Hmmmmm ? (2013-08-27 20:21)
ferozaferoza
0
To prawda, Maćku, uchowało się jeszcze trochę urokliwych zakątków na naszych wodach, choć jest ich, z roku na rok, coraz mniej. Przyroda próbuje się bronić; często naprawia błędy ludzkiej ręki, ale nie zawsze jej się to udaje.... (2013-08-29 13:00)

skomentuj ten artykuł